Po Tomaszu Gollobie, który zdobył złoty medal w zeszłym sezonie w wieku 39 lat, przyszła kolej na jeszcze starszego mistrza. Amerykanin przez cały sezon udowadniał, że wiek nie ma w żużlu znaczenia.
Mimo 41 lat i 133 dni na karku Hancock ścigał się tak, jakby był dopiero u progu kariery. A przecież widział w tym sporcie wszystko, od 1995 roku, kiedy mistrza wyłania się w cyklu Grand Prix, nie opuścił żadnego turnieju. W 1997 roku zdobył mistrzostwo świata pierwszy raz, teraz wraca na szczyt jako najstarszy mistrz w historii.
W Grand Prix Chorwacji wystartował, choć jak potem przyznawał, tylko wysoki poziom adrenaliny stłumił ból naciągniętych więzadeł w kolanie.
Mimo tej niedogodności jeździł w Gorican świetnie i już w 20., kończącym serię zasadniczą biegu wypracował sobie przewagę, która dała mu złoty medal.
Potem zwolnił niewiele, awansował do finału i dopiero tam spisał się słabiej, przyjechał na czwartym miejscu.