Donaire ma efektowny przydomek: „Filipiński błysk", na który w pełni zasługuje. Jest szybszy od swego rodaka, Manny'ego Pacquiao, najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie, ale nie chce się z nim porównywać. Na to jeszcze przyjdzie czas.
W nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego Donaire zmierzy się w nowojorskiej Madison Square Garden z niepokonanym Argentyńczykiem Omarem Narvaezem i to może być bój trudniejszy, niż myśli.
36-letni Narvaez, kiedyś znakomity pięściarz amatorski, wygrał 35 zawodowych pojedynków, żadnego z nich nie przegrał, więc ma prawo mówić, że odbierze Filipińczykowi pasy organizacji WBC i WBO. Ale osiem lat młodszy Donaire tylko się uśmiecha, słysząc te słowa. Ci, którzy widzieli jego ostatnie starcie z Meksykaninem Fernando Montielem, wiedzą, o co chodzi. Montiel uchodził za znakomitego, też krzyczał, że upokorzy Filipińczyka, a już w drugiej rundzie nie było po nim śladu. Został wgnieciony w ring, po prostu zmiażdżony. I tak też może być z Narvaezem, choć ten facet zdaje się być ulepiony z innej gliny. Jest bardzo silny fizycznie, walczy z odwrotnej pozycji (tak jak Filipińczyk, co tylko doda pieprzu tej rywalizacji), potrafi przyjąć i oddać. Ale jeszcze nie wie, że Donaire bije szybciej niż ktokolwiek inny, więc może zwyczajnie jego ciosów nie zauważyć.
Kilka godzin wcześniej w Ludwigsburgu ważniejsza od szybkości będzie siła uderzeń. Niemiec Marco Huck, mistrz WBO w wadze junior ciężkiej, zmierzy się z mierzącym 192 cm Argentyńczykiem Rogelio Omarem Rossim i trudno sobie wyobrazić jego porażkę. Pochodzący z Bośni Muamer Hukić (to prawdziwe nazwisko Hucka) bije naprawdę mocno i bardzo prawdopodobne, że zakończy ten pojedynek przed czasem.
—Janusz Pindera