Najpierw był wojenny taniec, a potem łzy szczęścia. To zwycięstwo ma dla Nowej Zelandii podwójnie słodki smak. Minęły długie 24 lata czekania na mistrzostwo, kiedy All Blacks musieli patrzeć, jak puchar podnoszą inni, a przecież oni we własnych oczach zawsze byli najlepsi. Dlatego „New Zealand Herald" napisał o finale, że była to noc odkupienia.
Raz, w 1995 roku, All Blacks byli bardzo blisko, ale w finale pokonała ich reprezentacja RPA. Potem zaczęło się nękanie przez Francuzów, którzy w latach 1999 i 2003 wyrzucali ich z turnieju.
Teraz nadszedł czas na rewanż. Stadion Eden Park wypełnił się do ostatniego miejsca. Większość kibiców była ubrana na czarno i tylko gdzieniegdzie powiewały trójkolorowe flagi.
Łącznik młyna Piri Weepu poprowadził taniec haka i można było zaczynać. Nie był to piękny finał, nie był też jednostronny, a wielu się tego obawiało. Na przerwę All Blacks schodzili, prowadząc 5:0. Drugą połowę zaczęli od wykorzystanego karnego, którego strzelał Stephen Donald. Ale Francuzi potrafili wrócić do gry.
W 47. minucie Weepu podał piłkę rywalowi, a akcję przyłożeniem zakończył kapitan Francji Thierry Dusautoir. Po celnym podwyższeniu było 8:7 i stadion zamarł.