15 tysięcy widzów było też podczas 17 KSW świadkiem cennego, choć kontrowersyjnego zwycięstwa Mariusza Pudzianowskiego, który dwa do remisu pokonał Jamesa Thompsona.
Chalidow z Taylorem walczyli w umownej kategorii do 85 kg. Czeczen z polskim paszportem, to charyzmatyczna postać. Nie tylko w ringu, ale i poza nim. W Polsce założył rodzinę, skończył studia, mieszka w Olsztynie. To urodzony mistrz, choć jeszcze nie walczył z najlepszymi specjalistami MMA (mieszanych sztuk walki). Doświadczony Amerykanin nie miał nic do powiedzenia, choć początek sobotniego pojedynku mógł sugerować, że to on jest w korzystniejszej sytuacji, gdy przechwycił nogę Chalidowa i rzucił go na matę. Ale Mamed to prawdziwy artysta, zawsze da widzowi coś nieoczekiwanego w prezencie. Tym razem zmusił rywala do poddania zakładając mu dźwignię na kolano. To kolejne, efektowne zwycięstwo w karierze Chalidowa, który ma wystarczająco dużo argumentów, by w niedalekiej przyszłości rzucić wyzwanie gwiazdom tej dyscypliny.
O takich walkach marzy też Mariusz Pudzianowski. Kiedyś najsilniejszy człowiek na świecie, wybitny strongman, najlepszy w historii tej dyscypliny, teraz robiący spore postępy zawodnik MMA. Pudzian zrzucił sporo kilogramów, waży „tylko" 116 kg, wyraźnie poprawił kondycję i swoje umiejętności. - Wciąż jednak jestem żółtodziobem w tym fachu. Jeszcze muszę się dużo uczyć - twierdzi samokrytycznie polski siłacz, który pokonał w sobotę Anglika Jamesa Thompsona, rewanżując mu się za porażkę z maja tego roku w gdańskiej Ergo Arenie. Pudzian wygrał głosami sędziów dwa do remisu, z czym nie mógł się pogodzić potężny Thompson (195 cm, 125 kg). Anglik w dosadnych słowach skrytykował werdykt i organizatorów.
I nie tylko jego zdaniem sprawiedliwsza od werdyktu przyznającego wygraną Pudzianowskiemu byłaby dodatkowa runda, która najlepiej odpowiedziałaby na pytanie, kto jest lepszy.
Jedno nie ulega wątpliwości. Były strongman robi postępy, swoje zrobiły treningi na Florydzie. Zapewne znów tam wróci i w kolejnej walce będzie jeszcze lepszy, ale to nie oznacza, że będzie gotowy na starcie z gigantami MMA. Wciąż jest bardziej celebrytą niż mistrzem mieszanych sztuk walki, ale trzeba od razu dodać, że bardzo ambitnym i odważnym celebrytą.