Krzysztof Hołowczyc jedzie w Rajdzie Dakar siódmy raz, dwukrotnie był piąty w końcowej klasyfikacji (2009 i 2011), ale były też takie lata, że z powodu awarii nie dojeżdżał do mety. Liderem nie był jeszcze nigdy.
Do wczorajszego etapu z San Rafael do San Juan (ponad 500 km, w tym 207 km odcinków specjalnych) wyjechał trzeci i przez cały czas utrzymywał się w czołówce. Na kolejnych punktach kontrolnych był trzeci, a potem nawet drugi. Na metę jako pierwszy wpadł Hiszpan Nani Roma, a minutę później polski kierowca. Dotychczasowy lider wyścigu, Francuz Stephane Peterhansel stracił do Hołowczyca ponad pięć minut i spadł w klasyfikacji generalnej na piąte miejsce. Tuż za Polakiem jest Amerykanin Robby Gordon, a trzeci – Giniel De Villiers z RPA.
Na mecie powody do zadowolenia mieli też polscy quadowcy Łukasz Łaskawiec i Rafał Sonik. Chociaż ciągle czekają na decyzję, czy silniki w ich pojazdach są zgodne z przepisami i nie są oficjalnie klasyfikowani, to sędziowie profilaktycznie mierzą im czasy. Wczoraj w górach znów się okazało, że Łaskawiec był najszybszy, a Sonik trzymał się blisko czołówki.
Z rajdu wycofał się Czech Josef Machacek, który dostarczał Polakom sprzęt od kilku lat. Jego odwołanie zostało odrzucone, a pięciokrotny zwycięzca tej imprezy stwierdził, że nie będzie ryzykował zdrowia, jeśli nie może normalnie rywalizować.
Wczorajszy etap był pierwszym rozgrywanym w Andach. Organizatorzy tak ułożyli trasę, że najpierw była wspinaczka na wysokość 3200 m, a potem zjazd do San Juan położonego na wysokości 900 m. W górach gorzej poszło Adamowi Małyszowi, który zajął 69. miejsce i w klasyfikacji generalnej jest 50. Dla debiutantów takich jak on najważniejsze jednak było wygranie z Andami i dojechanie do mety.