Mimo że kierowcy i zespoły znają tor pod Barceloną jak własną kieszeń i mają prawo być nim znudzeni, w padoku daje się wyczuć radość po zakończeniu dalekowschodnich wypraw. Pierwszy europejski wyścig to nowy początek sezonu. Trzytygodniowa przerwa, w trakcie której kierowcy wzięli udział w trzydniowej sesji testowej na włoskim torze Mugello, pozwoliła zespołom przygotować wiele poprawek w samochodach.
Na taki skok formy z pewnością liczą w Ferrari. Włoski zespół już drugi rok z rzędu spisuje się znacznie poniżej oczekiwań. Fernando Alonso wygrał co prawda Grand Prix Malezji, ale stało się tak wyłącznie za sprawą kapryśnej pogody. Testy w Mugello umożliwiły Scuderii sprawdzenie kilku modyfikacji w samochodzie – nowej tylnej sekcji, wydechu i skrzydeł – ale Alonso stara się tonować nastroje: – Nie czułem większych zmian, nie mieliśmy wielkich poprawek w samochodzie i pracowaliśmy głównie nad ustawieniami.
Zespół najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego, że straty do najlepszych – McLarena, Red Bulla, Lotusa czy Mercedesa – nie da się szybko nadrobić, bo wszyscy pracują nad przyspieszeniem swoich maszyn i setki hiszpańskich kibiców, którzy już w czwartek zjawili się na Circuit de Catalunya i głośno skandowali nazwisko swojego ulubieńca, mogą w niedzielę opuszczać tor rozczarowani.
W poprzednich czterech wyścigach sezonu za każdym razem triumfował inny kierowca i inny zespół – Jenson Button z McLarena, Fernando Alonso z Ferrari, Nico Rosberg z Mercedesa i Sebastian Vettel z Red Bulla.
Jeśli w Hiszpanii zwycięży ktoś inny, wyrównany zostanie rekord z początku sezonu 1983, kiedy każdy z pięciu pierwszych wyścigów mistrzostw zakończył się zwycięstwem innego zawodnika i innej ekipy.
Wbrew pozorom szanse na to są dość duże. Lotus nie tylko błysnął podwójnym finiszem na podium w Grand Prix Bahrajnu, ale także zakończył na czele testy w Mugello. – Stawka jest bardzo wyrównana i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to możemy wygrać – uważa Kimi Raikkonen. – Jednak najdrobniejszy problem oznacza, że oddalasz się od czołówki.