Tym razem bohaterów było dwóch. W piątek o zwycięstwie Legii nad Wisłą przesądziły dwie bramki 22-letniego Jakuba Koseckiego. W sobotę dwa piękne gole dla Górnika zdobył 18-letni Arkadiusz Milik. A ponieważ kłopoty zdrowotne na razie uniemożliwiają Markowi Saganowskiemu grę, właśnie Milik zajmie jego miejsce w reprezentacji.
Może to będzie początkiem jego kariery, a może nie. Milik ma talent i ładnie go rozwija. Kiedy się gra w napadzie klubu, którego gwiazdą był Włodzimierz Lubański, siłą rzeczy podlega się porównaniom. Pisanie i mówienie o Miliku „drugi Lubański” jest przedwczesne, ale świadczy o normalnych tęsknotach kibiców, nie tylko w Zabrzu. Tam już raz mianowano następcę Lubańskiego, zresztą sam mistrz wziął w tym udział, wręczając mu, na Stadionie Śląskim, swoją koszulkę z numerem 10. Następca nazywał się Andrzej Pałasz, grał w reprezentacji, pojechał nawet dwa razy na mundiale, ale zawiódł wszystkich, którzy myśleli o nim jak o przyszłej gwieździe.
Lubański był niepowtarzalny. Wystąpił pierwszy raz w reprezentacji w wieku 16 lat i chociaż od tamtej pory upłynęło 49 lat, młodszego debiutanta nie było. Nawet jak ktoś nie znał się na piłce, patrząc na Lubańskiego, musiał przyznać, że ten chłopak umie grać.
Z Grzegorzem Latą sprawy miały się zupełnie inaczej. Na niego nie zwrócił uwagi żaden trener reprezentacji Polski juniorów, bo Lato, jako kilkunastoletni chłopak, wyróżniał się jedynie szybkim biegiem, podczas którego za często gubił piłkę. Apotem został królem strzelców mistrzostw świata.
Jakuba Koseckiego porównuje się z jego ojcem. Pamiętam małego Kubę sprzed kilkunastu lat, jak na małym boisku w Konstancinie podbijał piłkę. Roman mówił, że coś z niego będzie. Ale on sam lepiej grał, kiedy miał 22 lata.