PZPN po Lacie: wielkie podzielenie

Dziś wybory, faworytem Edward Potok, ale wszystko się może zdarzyć. Ktokolwiek wygra, za odchodzącym prezesem raczej nie zatęsknimy

Publikacja: 26.10.2012 01:47

Zbigniew Boniek i Roman Kosecki walczą, choć gdyby współpracowali, wygraliby te wybory

Zbigniew Boniek i Roman Kosecki walczą, choć gdyby współpracowali, wygraliby te wybory

Foto: PAP, Przemek Wierzchowski

Jeszcze jeden dzień w Sheratonie i będzie po robocie. Zjazdy to nigdy nie był żywioł Grzegorza Laty.

Począwszy od tego wyborczego, na którym  czytał program z kartki jak robot, przez ten z 2009, gdy opozycja się rozdokazywała i zagubiony prezes w pośpiechu oddawał mikrofon Zdzisławowi Kręcinie, aż po ten ostatni, dzisiejszy, na którym piłkarz legenda i szef marionetka odda władzę. Choć tak naprawdę oddał ją już dawno temu.

Wersal się skończył

Cztery lata temu wygrał już w pierwszej rundzie. Dziś to się nie uda żadnemu z pięciu kandydatów (walczą Zbigniew Boniek, Roman Kosecki, Edward Potok, Stefan Antkowiak i Zdzisław Kręcina). Miał wszystko: mistrzostwa Europy u siebie, aferę korupcyjną już zdetonowaną, pakt o nieagresji z rządem z okazji Euro (cztery lata – żadnego komisarza, tak nie było od czasów prezesa Kazimierza Górskiego), pieniądze z UEFA. Skończył, pielgrzymując w poszukiwaniu 15 rekomendacji wymaganych od kandydata na prezesa.

Opuścili go baronowie, nawet ci, którzy na jego plecach wkroczyli na salony. Nie chciały go poprzeć kluby, choć żyło im się z Latą spokojniej niż z Michałem Listkiewiczem, który bardzo niechętnie oddawał związkową władzę nad ligą. Nawet Zdzisław Kręcina uznał Latę za zbyt słabego, by się z nim sprzymierzać przed wyborami. Prezes w przedwyborczych przepychankach w ogóle się już nie liczył.

Dziś odchodzi. Pensję zachowa do końca roku, bo tak, według naszych informacji, jest sformułowany kontrakt jego i wiceprezesów. Jeśli wygra Edward Potok, to może – jak wspominał swego czasu – zrobi Latę kimś w rodzaju ambasadora związku. Inni kandydaci się z propozycjami nie wyrywają, ale to będzie raczej eleganckie pożegnanie.

Sam zjazd elegancki natomiast nie będzie. Wersal się skończył kilka lat temu. Kto jeszcze pamięta te zjazdy, gdy delegaci zapisywali się do głosu, by na wyścigi sławić Michała Listkiewicza, i wybierali go prawie jednomyślnie.

Już czasy późnego Listkiewicza to było trzęsienie ziemi, ale Lato i jego drużyna zostawiają związek podzielony jak nigdy wcześniej. I to według zupełnie innych linii frontu niż kiedyś. Już nie na zawodowe kluby i amatorski teren, nie na tych, co są gotowi się jakoś pogodzić z rządem, i tych, co nie oddadzą nawet guzika. Wszystkie drużyny się podzieliły i przemieszały.

Baronowie nie mogą się dogadać z baronami i mają w wyborach dwóch kandydatów, Potoka i Antkowiaka. Ci, którzy się przedstawiają jako odnowiciele, też chcą odnawiać każdy po swojemu. Kazimierz Greń, kiedyś szef kampanii Laty, dziś zbierający głosy dla Bońka, prosił jego i Koseckiego: porozmawiajcie ze sobą przynajmniej, najgorsze to nie rozmawiać, razem skruszycie każdy beton. Ale niewiele wskórał, bo każda strona podejrzewała jakiś podstęp.

– Marsz do wyborów wyglądał tak: idzie Potok razem z Koseckim i się kiwają. Z drugiej strony Antkowiak z Bońkiem i też się kiwają – mówi „Rz" jeden z działaczy zaangażowanych w kampanię Antkowiaka.

Nie ma jednego wroga, nie ma jednej opozycji, bo np. frakcja Grenia ciągle nie może darować frakcji Andrzeja Padewskiego z Dolnego Śląska, że w pewnym momencie dogadała się z Latą. Popierają razem Bońka, ale sobie do końca nie ufają.

Mało tego, nie ma nawet wspólnych planów wobec PZPN w rządzie i Platformie Obywatelskiej. Premier ponoć sympatyzuje z Koseckim, Grzegorz Schetyna popiera Bońka, a posłowie z Komisji Sportu Ireneusz Raś i Andrzej Biernat chyba stawiają teraz najmocniej na Potoka.

Kluby ekstraklasy i I ligi zapowiadały, że wreszcie pójdą do wyborów blokiem, nawet przedstawiły kandydatom 11 postulatów do podpisania – m.in. zmniejszenie opłat pobieranych od nich przez związek – z zamiarem poparcia tego, który obieca najwięcej. Ale wspólny front to mrzonki.

Zresztą, czego kluby mogą wymagać od PZPN i w czym czuć się od niego lepsze? On, choć zbiera cięgi za wszystko, to jednak na siebie zarabia, nie ma długów – w przeciwieństwie do tak chwalonego przez lata związku siatkarskiego – a spółka Ekstraklasa SA po kadencji prezesa Andrzeja Ruski została z 4 milionami strat z działalności – głównie z powodu upadłości spółki ESPIS powołanej do zarządzania danymi kibiców i 3,5-milionowym długiem wobec PZPN z opłat sędziowskich.

Od nowa – po mojemu

Dlatego wszyscy – i to jest pewnie jedyny zysk z ostatnich czterech lat bezhołowia – chcą jakiegoś nowego początku. Nawet jeśli nie dają do zrozumienia, jak Roman Kosecki, że pora na współpracę z rządem i korzystanie z budżetowych milionów na szkolenie młodzieży, tak jak to już zrobił związek siatkarski, to też takiej współpracy z góry nie odrzucają.

Każdy jednak chce tego nowego porządku na swoich zasadach. Której frakcji nie zapytać, ma większość. Ale bez drugiej tury się nie obędzie. I bez długich sporów. Najpierw o prowadzącego obrady, bo zarząd PZPN zaproponuje świętokrzyskiego barona Mirosława Malinowskiego (którego sztab Bońka uważa za swojego stronnika, a sztab Antkowiaka  za swojego – podobnie jest zresztą z Padewskim), ale zwolennicy Koseckiego mają, według informacji „Rz", wysunąć Macieja Wandzla, czyli szefa rady nadzorczej Ekstraklasy SA.

Potem będzie walka o interpretację ordynacji, bo nie wszyscy zgadzają się z prawnikiem PZPN Andrzejem Wachem, że druga tura ma być ostatnia. Uważają, że ze statutu wynika konieczność kolejnych głosowań, aż zostanie tylko dwóch kandydatów. Wybory to dopiero 16. punkt w planie obrad. Po nieprzespanej nocy targów o głosy zapowiada się długi dzień.

Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta