Heart of Midlothian walczy o przetrwanie

Są starsi niż Celtic Glasgow, mają 138 lat, ale kolejnych urodzin mogą już nie doczekać. Władze Heart of Midlothian ostrzegają kibiców: za tydzień klub może przestać istnieć

Publikacja: 10.11.2012 00:01

Zespół Heart of Midlothian w 2006 roku.

Zespół Heart of Midlothian w 2006 roku.

Foto: GNU Free Documentation License

Red

Na krawędzi stali już więksi od nich. Spod topora ledwo wywinęła się kiedyś Borussia Dortmund, ciągłe życie wbrew księgom rachunkowym omal nie zniszczyło Leeds United, a kłopoty dosięgły też m.in. Valencię. Dopiero ugoda hiszpańskiego klubu z bankami w grudniu ubiegłego roku umożliwiła wznowienie prac przy budowie nowego stadionu.

Najświeższy przykład, czyli Glasgow Rangers pokazuje, że to nie przelewki i kryzys dotarł już również do Szkocji. Rangersi zbankrutowali i muszą zaczynać wszystko od nowa. Serca z Edynburga chcą tego losu uniknąć, dlatego wzywają wszystkich ludzi dobrej woli do pomocy.

Hearts na krawędzi postawił królewski urząd skarbowy, który wydał nakaz likwidacji za niezapłacone podatki na kwotę 450 tys. funtów. Później okazało się, że w listopadzie klub czeka jeszcze rozprawa na dodatkowe 1,75 mln funtów.

W dzisiejszym futbolu takie długi to tyle co nic, księgowy Barcelony, Chelsea czy Realu uśmiechnąłby się z tęsknotą, ale Hearts jest przygwożdżony do ziemi, bo takiej siły marketingowej jak wielcy futbolu nie ma. Skoro kłopotom nie oparli się nawet Rangersi, to co dopiero oni.

John Robertson, jeden z legendarnych piłkarzy tego klubu, powiedział, że oświadczenie zarządu Hearts to nie tyle apel czy prośba do kibiców, ale „wezwanie do broni".

Co akapit powtarzane jak mantra: „kupujcie bilety" sobie i przyjaciołom. Na St Mirren zostało jeszcze 4700 wejściówek, następny do Edynburga przyjeżdża Celtic Glasgow. Będzie się działo i nie będziecie żałować. Na początku grudnia gościć będzie Aberdeen. Stadion musi się wypełniać po brzegi do końca sezonu, bo inaczej klub upadnie. Władze ostrzegają: to nie blef.

A wydawało się, że Hearts są jedną z solidniejszych firm w szkockiej lidze. Stoją za nimi pieniądze rosyjskiego miliardera. Władimir Romanow kupił Hearts w 2004 roku, gdy klub był na krawędzi bankructwa, i przejął jego długi.

Zastosował metodę popularną ostatnio w świecie futbolu, czyli życie na kredyt. Wszystko było dobrze, dopóki Rosjanin pompował w Szkotów kolejne miliony funtów. Wybudował nawet nową trybunę, ale gdy pod koniec zeszłego roku oświadczył, że ma już dość i najchętniej sprzedałby cały biznes, zaczęły się problemy nie na żarty. Pieniądze skończyły się za szybko.

W październiku zeszłego roku piłkarze dostali pensje z opóźnieniem, potem to samo powtórzyło się w listopadzie, więc zawodnicy poskarżyli się w związku zawodowym. Władze klubu twierdziły, że poszukują nowych źródeł finansowania, ale za bardzo chyba nie wiedziały, gdzie ich szukać, bo też i możliwości były bardzo ograniczone na kurczącym się rynku.

– To alarmująca i krytyczna sytuacja. Wszyscy musimy stać przy klubie w godzinie próby – mówi menedżer Hearts John McGlynn.

Jak na razie kibice posłuchali apelu i w dwa dni zebrali około 100 tysięcy funtów, ale to ciągle za mało, by przekonać urzędników skarbówki. Podobno pomoc obiecały też firmy należące do Romanowa, ale konkretów póki co nikt nie podaje.

Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie