Dyscyplina, która fascynuje na świecie dziesiątki milionów osób, od 20 lat jest znów obecna nad Wisłą. Powrót golfa do programu igrzysk to jeden z najlepszych pretekstów, by spojrzeć na spacer z kijami i piłką między dołkami znacznie szerzej. To nie tylko atrakcyjny sport, świetna metoda rekreacji i niekiedy nawet sposób życia, ale także niebanalny sposób edukacji młodzieży, możliwość inwestycji samorządowych, promocja regionu, szansa zaangażowania biznesu i zwiększenia liczby miejsc pracy.
Z inicjatywy „Rz" w warszawskiej restauracji Amber Room odbyło się spotkanie osób mających znaczący wpływ na to, jaki będzie polski golf w najbliższych latach. Z dyskusji wyłonił się wniosek: przyszedł czas na zdecydowaną zmianę postawy Polaków wobec tego sportu. Są sposoby, by ich przekonać i nauczyć, że znaleźć się w dołku, oznacza niekiedy wielką satysfakcję.
Z niszy na Olimp
Jacek Foks, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, przypomniał, że atrakcyjność golfa nie przesłoni faktu, że Polacy chętnie angażują się w sport przed telewizorem, osobiście znacznie rzadziej. – W Polsce jest zarejestrowanych około 500 tysięcy osób trenujących w klubach, dwie trzecie to piłkarze, 90 procent z nich to amatorzy z niskich klas rozgrywek. Jakąkolwiek aktywność fizyczną wykazuje, zależnie od metody pomiaru, 10–20 proc. społeczeństwa. W Szwecji – 70 proc., w Finlandii – 80. Lekcji wychowania fizycznego unika prawie 40 proc. gimnazjalistek. Nie można twierdzić, że mamy wielkie rzesze chętnych do sportu w ogóle, obecny potencjał Polski jest względnie skromny i ze względu na zmiany demograficzne maleje – mówił.
Diagnoza brzmi groźnie, ale golf, którego siłę przyciągania pozytywnie weryfikują przykłady z USA i Europy Zachodniej, znalazł w Polsce kilka tysięcy aktywnych graczy, ma kilkanaście pełnowymiarowych pól i drugie tyle mniejszych obiektów, pól dziewięciodołkowych, strzelnic i akademii golfa.
Śniadanie z Rzeczpospolitą: Okrągły stół polskiego golfa