Pech pierwszego meczu

Pod koniec stycznia ma zostać otwarty Stadion Narodowy, a później rozegrany mecz z Portugalią. Nie spodziewam się niczego dobrego. W ciągu ostatnich stu lat gospodarze niemal zawsze przegrywali premierowe spotkanie na nowych, warszawskich stadionach

Publikacja: 26.01.2013 00:01

Artykuł pochodzi z archiwum "Życia Warszawy"

Największe lanie dostaliśmy w 1924 r. podczas otwarcia Skry przy Okopowej. Było 8:0 dla reprezentacji Łodzi. Gdy cztery lata później otwierano Orła przy Mińskiej, Polonia B pokonała miejscowy zespół 9:1, strzelając... wszystkie dziesięć bramek. Po wojnie, podczas otwarcia Stadionu Dziesięciolecia, reprezentacja miasta przerżnęła z gośćmi 1:2.

I to z kim? Z zespołem ze Stalinogrodu, czyli Katowic. Czasami bywało nieco lepiej, ale o tym poniżej.

Zapraszamy na „match"

Do 1903 r. w mieście nie słyszano wiele o piłce nożnej. Przynajmniej w gazetach, bo nieoficjalnie bawiono się nią na nieregulaminowych polach. Dopiero za wojny japońskiej zaczęto interesować się futbolem. Wszystko przemawia za tym, iż pierwszy oficjalny „match foot – balowy" rozegrała w 1909 r. reprezentacja miasta z galicyjskimi gośćmi – Wisłą Kraków. Oni nazywali tę grę „nożna".

Nie mieliśmy wtedy porządnych stadionów – ot, zwykłe trawiaste boiska. Jedno z nich znajdowało się na Agrykoli, gdzie rok później odbyła się rywalizacja Varsovii z Cracovią.

O żadnym uroczystym otwarciu tego pola nie znalazłem śladu w stołecznych gazetach. Podobnie jak o uruchomieniu boisk na obrzeżach wyścigów konnych. Gazeta „Ruch" doniosła jedynie w 1910 r., że warszawskie koła sportowe organizują boiska piłki nożnej na „placu Wyścigowym użyczonym przez Warszawskie Towarzystwo Wyścigów Konnych".

No i przyszedł rok 1912, kiedy to na Agrykoli zbudowano prawdziwy stadion z bieżnią, skoczniami, rzutniami i boiskiem do piłki kopanej. Był tam, gdzie i dziś, czyli na tyłach Polskiego Radia, przy Myśliwieckiej.

Grano we wspomnianych miejscach, a także bawiono się na obrzeżach Dynasów. Kolejny stadion otrzymaliśmy w roku 1918 na terenie parku Skaryszewskiego, gdzie to zainstalowano „najnowsze urządzenia w zastosowaniu do piłki nożnej". Oczywiście uroczystej inauguracji nie było, a teren został „w znacznej części wyzyskany przez akademickie stowarzyszenia sportowe".

Smutek boiska

Sportowano się po cichu, gdyż urzędnicy stołecznego magistratu nie przepadali za takimi rozrywkami. Mało tego, „Kurier Warszawski" narzekał w 1922 r., że stadiony rozpadają się, bowiem biurokraci przeszkadzają w ich naprawie, nie mówiąc o rozbudowie.

Po dwóch latach udało się jakoś zbudować Skrę przy Okopowej, na wylocie ulicy Gęsiej (dziś Anielewicza), w załamaniu murów Cmentarza Żydowskiego. Otwarcie to była pompa – Komitet Olimpijski reprezentował sam jego prezes Kazimierz ks. Lubomirski. Jak doniosła „Polska Zbrojna": „widzieliśmy (...) p. prezydenta miasta Jabłońskiego, który dokonał uroczystego przecięcia taśmy". Potem było już jednak znacznie smutniej, bo zaproszony gość, czyli Widzew z Łodzi, który właśnie „zdobył mistrzostwo klasy »B« w swym okręgu i przechodzi do klasy »A« – rozniósł gospodarzy 8:0".

Z miejscem tym wiążą się dwie historie. Otóż Skra była RKS, czyli Robotniczym Klubem Sportowym, podobnie jak i wiele innych stołecznych związków. Po wojnie nie w smak to było komunie, że burżuazyjna Polska popierała robotniczy sport. No, ale jakoś to przełknęła.

Druga historia jest dużo mniej śmieszna. Otóż podczas okupacji na terenie tego boiska Niemcy wymordowali tysiące ludzi, przywożonych tam z Pawiaka. Na zdjęciu lotniczym z roku 1945 widać ślady bieżni i jakieś wykopy oraz kolejne ślady, ale po zasypywaniu dołów. RKS Skra już tam nie powróciła.

Coś drgnęło

Krytyka gazetowa widocznie pomogła, bowiem w roku 1927 przeżywaliśmy uroczyste przekazanie stadionu AZS na terenie parku Skaryszewskiego, jak się należy domyślać – rozbudowanego – tego z 1918 r. Porządną sportową placówkę otworzył sam minister Dobrucki, a potem odbył się lekkoatletyczny mecz reprezentacji kraju z Czechami. „Przegraliśmy dość sromotnie dużą różnicą 26 punktów". Dziennikarze lamentowali: „specjalnie pechowy był dla nas bieg 400 mtr. przez płotki, gdzie prowadzący go Korolkiewicz przewraca 3 płotki i zostaje zdyskwalifikowany".

To w tym miejscu, gdzie spacerując między pięknymi drzewami, natkniemy się dziś na zapomniany niby-stadion należący do RKS Drukarz.

Nieco wcześniej stołecznej Polonii dano fragment dawnego carskiego placu Broni, na południowy zachód od Dworca Gdańskiego. Gdy go zmierzono, okazało się, iż liczy ledwie 125 na 194 m i mimo najlepszego planowania niewiele zmieści się tam poza boiskiem. Protesty, o dziwo, podziałały i klub dostał prawie pięć hektarów – tam, gdzie i dziś je posiada. W roku 1928 otwarto stadion, choć dość oszczędny w wyposażeniu. I tu zaskoczenie – mecz z lwowskim klubem Polonia wygrała 5:0! To był dobry prognostyk, niestety na krótko.

W roku 1928 otwarto boisko klubu Orzeł przy Mińskiej.

W jego budowie, poza magistratem, partycypowało również Towarzystwo Przyjaciół Grochowa. To był prawdziwy stadion sportowy, z bieżnią etc., co jednak nie pomogło „Orłom". Przerżnęli z Polonią B w stosunku 1:9.

Trzy lata później, jak podał „Przegląd Sportowy", podjęto decyzję, by zbudować „pierwszy reprezentacyjny stadion żydowski w stolicy". Idea piękna, bowiem ta jedna trzecia stołecznej populacji niemal nie uprawiała sportu i prawie nie korzystała z ogólnie dostępnych placów gier. Kiedy więc zapowiedziano, że żydowski klub Makabi dostanie cztery hektary gruntu koło Zielenieckiej, wszystko zapowiadało sukces. Teren splantowano, jednak w 1932 r. funduszy zabrakło. Powstało boisko, dość słabo wyposażone, ale stale użytkowane. Było ono położone między późniejszym Stadionem Dziesięciolecia a torem kolejowym, dość blisko boiska domu ludowego przy wspomnianej Zielenieckiej. Gazety nic nie napisały o uroczystym otwarciu.

Stadion (boisko?) Makabi przetrwał ostatnią wojnę i został doprowadzony do porządku podczas budowy Stadionu Dziesięciolecia. Teraz ślad po nim zaginął.

Ostatnim poważnym stadionem w przedwojennej stolicy była Legia, którą otwarto w końcu 1930 r. Na początek wprawdzie nie było klęsk, bo same remisy, w tym i z Barceloną, ale już po trzech latach przegraliśmy mecz hokejowy z Austriakami, inaugurujący lodowisko.

A wkrótce rozbierano nowy tor kolarski, bo już się rozpadał.

11 lat, czyli 10

Od wojny minęło 11 lat i dostaliśmy w Warszawie Stadion Dziesięciolecia, bo ta nazwa lepiej brzmiała.

Olbrzyma zbudowano w rekordowo krótkim czasie, ale choć piękny, był mało przydatny – strasznie rozległy i kibice musieli przychodzić tam z lornetkami. Uroczyste otwarcie nastąpiło w święto państwowe 22 lipca, niemal cała władza była na trybunach, a jak już wspomnieliśmy, w meczu towarzyskim Warszawa uległa Stalinogrodowi. I dobrze, bo to było słuszne ideologicznie.

Po paru tygodniach odbyła się tam kolejna, tym razem międzynarodowa feta, czyli Festiwal Młodzieży. Barwne tłumy paradowały same przed sobą, sztandary powiewały, wykonywano też różne gimnastyczne wygibasy i widowiskowe „torty". Na obrzeżach stadionu rozegrano wtedy kilka imprez sportowych, ale bez rywalizacyjnego zacięcia. A pech? Tuż po festiwalu mieliśmy wielką powódź, woda podtopiła okolice stadionu i zalała dolne partie schodów, prowadzących doń od strony rzeki.

Teraz na Stadionie Narodowym czekają nas inauguracyjne dwa mecze: Legii z Wisłą, a później reprezentacji Polski z Portugalią – o ile uda się położyć trawę zimą. Ciekawe...

Te i wcześniejsze varsaviana Rafała Jabłońskiego można znaleźć pod adresem www.zyciewarszawy.pl/varsaviana

Artykuł pochodzi z archiwum "Życia Warszawy"

Największe lanie dostaliśmy w 1924 r. podczas otwarcia Skry przy Okopowej. Było 8:0 dla reprezentacji Łodzi. Gdy cztery lata później otwierano Orła przy Mińskiej, Polonia B pokonała miejscowy zespół 9:1, strzelając... wszystkie dziesięć bramek. Po wojnie, podczas otwarcia Stadionu Dziesięciolecia, reprezentacja miasta przerżnęła z gośćmi 1:2.

Pozostało 95% artykułu
Sport
Billie Jean King Cup. Ostatnia taka noc w Maladze. Włoszki sprytniejsze od Polek
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Sport
Zmarł Michał Dąbrowski, reprezentant Polski w szermierce na wózkach, medalista z Paryża
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji