Medal to już nie tylko marzenie

Skoki | Apetyty rosną, wiemy, że mamy szansę w drużynówce – mówi trener Polaków Łukasz Kruczek.

Publikacja: 08.02.2013 00:28

Łukasz Kruczek prowadzi kadrę skoczków od pięciu lat

Łukasz Kruczek prowadzi kadrę skoczków od pięciu lat

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Dziś o 18 kwalifikacje w Willingen, w sobotę (14) drużynówka, w niedzielę zawody indywidualne (14, TVP1, Eurosport). To jedna z ostatnich prób przed mistrzostwami świata w Val di Fiemme. Czujecie już presję? Oczekiwania rosną.

Łukasz Kruczek:

Na razie skupiamy się jeszcze na serii niemieckich konkursów: w Willingen, potem Klingenthal i na mamucie w Oberstdorfie,  za tydzień, tuż przed wyjazdem do Val di Fiemme. To jest wyzwanie logistyczne, mamy się czym zająć do mistrzostw.

W skokach da się przygotować formę tak jak w biegach, na konkretny moment?

Można tylko pod względem fizycznym, ale też trzeba z tym uważać, bo może się okazać, że skoczek sobie nie radzi z tym nagłym przyrostem mocy, nie wie, jak go zagospodarować, psuje się technika. Lepiej tak nie eksperymentować.

Przed mistrzostwami FIS zaplanował długą serię konkursów na wielkich skoczniach, mamucich i tych największych normalnych. Przestawienie się na mniejsze skocznie w Val di Fiemme nie będzie problemem?

Zabraliśmy w tym tygodniu skoczków na dwa dni na małą skocznię i po dwóch tygodniach latania w Vikersund i Harrachovie nie sprawiło im to żadnego problemu. Tak jakby w ogóle nie było wcześniej lotów.

Pana drużyna nie odpuszczała ostatnio żadnych zawodów, rywale to robili. Nie boi się pan przemęczenia?

Dopuszczam możliwość opuszczenia ostatniego konkursu, w Oberstdorfie, za tydzień. Po Willingen zapewne już podejmiemy decyzję. Pytanie brzmi: po co odpuszczać, gdy idzie dobrze? Robiliśmy przerwę na początku zimy, gdy nie szło. Dobrze nam zrobiła, ale teraz jest inna sytuacja.

Wszyscy będą przypominać, jak Adam Małysz 10 lat temu przed mistrzostwami świata w Val di Fiemme odpuścił konkursy w Willingen, a potem poleciał po dwa złote medale.

Adam miał wtedy problemy, musiał odnaleźć sposób na dobre skoki, przerwa była konieczna. Wiem, że w Polsce są miliony trenerów skoków i każdy będzie miał dla nas swoje rady. Rozmawiam z innymi trenerami. Oni też tak mają.

Te miliony trenerów bardzo liczą na medal drużyny w Val di Fiemme. W tym sezonie było już drugie miejsce w Zakopanem, apetyty rosną.

Nasze też rosną. Ten medal nie jest już tylko marzeniem. Ale czołówka jest tak wyrównana, że pięć, sześć drużyn stanie do konkursu z takimi samymi szansami na medale.

Ale to Polacy w ostatnich tygodniach skaczą jak zaprogramowani: po dwóch skoczków w dziesiątce, po czterech czy nawet pięciu w finałowej rundzie. Nie chce pan powiedzieć głośno, że celem jest medal?

Wiem, że to nudne, banalne, że powtarzanie tego może się wydawać przekorą z naszej strony, ale my naprawdę możemy powiedzieć tylko tyle, że celem są dwa dobre skoki każdego zawodnika. W tym sporcie inaczej się nie da.

Sezon jest tak dziwny, że poza Gregorem Schlierenzauerem trudno wytypować faworytów. Thomas Morgenstern zaczął świetnie, potem przepadł, Andreas Kofler też ciągle na huśtawce, Norwegowie po sukcesach złapali zadyszkę.

Spodziewaliśmy się, że tak będzie po zmianie przepisów. Nigdy jeszcze nie było tak trudno wygrywać seryjnie. To już tak będzie falować do końca sezonu. Gregorowi udaje się nad tym panować najlepiej. My jesteśmy jako drużyna regularni od konkursów w Engelbergu, przed świętami. Podobnie Słoweńcy. Austriacy trochę odbiegają od normy, do której nas przyzwyczaili, ale ostatnio odpoczywali, trenowali, więcej będziemy wiedzieli po Willingen. Mają problemy z doświadczonymi zawodnikami, ale talentów im  nie brakuje, Stefan Kraft był już w tym sezonie na podium.

Słoweńcy wygrali drużynówkę w Zakopanem, wyprzedzając nas minimalnie, w Kuusamo byli na podium, ostatnio skaczą świetnie. Zespołowo będą faworytami?

Trochę ostatnio polatali, ale też są specjalistami od wielkich skoczni. Ciekaw jestem, jak im będzie szło na mniejszych.

Polacy są w czołówce, ale pierwsze zwycięstwo w sezonie ciągle nam ucieka.

Nie mogę powiedzieć, że mamy pecha. Ale nie powiem też, że mamy tej zimy szczęście. Czegoś za każdym razem brakowało. Mamy jeszcze czas się odegrać. Teraz przed nami cała seria obiektów, które potrafią wierzgnąć i różne rzeczy będą się działy.

Duża skocznia w Val di Fiemme też ma opinię trudnej, ale Kamil Stoch tam rok temu wygrał.

Boję się, że konkursy mistrzostw mogą być loterią. pod naciskiem stacji telewizyjnych przesunięto je na 16.30 i 17, choć miały być godzinę później, gdy wiatr już nie jest tak kapryśny. A z drugiej strony, skoro szczęście tak długo nas omijało, to może dopisze właśnie tam.

Rz: Dziś o 18 kwalifikacje w Willingen, w sobotę (14) drużynówka, w niedzielę zawody indywidualne (14, TVP1, Eurosport). To jedna z ostatnich prób przed mistrzostwami świata w Val di Fiemme. Czujecie już presję? Oczekiwania rosną.

Łukasz Kruczek:

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?