Przed środowym meczem Borussii z Realem w półfinale Ligi Mistrzów media odgrzewają kotlety. Ten z transferem polskiego napastnika jest najłatwiejszy w przygotowaniu, poza tym to kulinarny ever-green, ciągle wszystkim smakuje.
Lewandowski ma za sobą świetny sezon, strzelał gole w jedenastu meczach Bundesligi z rzędu, w Lidze Mistrzów pokonywał bramkarzy Ajaksu, Realu, Szachtara i Malagi. Wszedł na poziom dla polskich piłkarzy dawno nieosiągalny, jest rozpoznawalny zagranicą, stał się futbolową gwiazdą i do tego domaga się podwyżki w Borussii. A to znaczy, że nie jest zadowolony i można go łączyć z innymi klubami.
Z plotek o jego transferze żartują już koledzy z Borussii. Kiedy lecą na mecz Ligi Mistrzów z jakimś silnym przeciwnikiem pytają Juergena Kloppa czy nie lepiej byłoby zostawić Lewandowskiego w Dortmundzie, bo w Madrycie czy Manchesterze mogą go związać i zmusić do podpisania kontraktu. Transfer polskiego napastnika już jednak nie tylko bawi innych piłkarzy, ale zwyczajnie irytuje. Także tych z reprezentacji Polski.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że cały szum wokół Lewandowskiego jest reżyserowany. Że kiedy jest za cicho ktoś, gdzieś po cichu rzuca zapałkę i rozpoczyna wiosenne wypalanie traw. O tym piłkarzu ma się mówić, Borussia ani przez chwilę nie może zapomnieć, jak wielki ma skarb. Nie mogą też zapomnieć kibice. Kto jest największą gwiazdą? Lewandowski. Który to już sezon odchodzi z klubu? Trzeci.
Robert ma 25 lat i kontrakt, który teraz podpisze może być jego ostatnim skokiem na wielką kasę. Tak dobrze, jak w Borussii nie będzie miał jednak nigdzie indziej. Kibice nawet nie pamiętają nazwiska drugiego napastnika z Dortmundu, a tych, z którymi miałby rywalizować o miejsce w składzie Realu, Bayernu czy Barcelony znają doskonale. Aguero, Tevez, Rooney, van Persie, Higuain, Benzema to nie są zawodnicy, którzy przywitają Lewandowskiego w drużynie i z przyjemnością ustąpią mu miejsca na boisku.