Powrót bez gwarancji

Ronnie O'Sullivan wrócił do Crucible Theatre w Sheffield na mistrzostwa świata. Nawet on nie ma pojęcia, jak to się skończy. Nie grał przez prawie rok

Publikacja: 20.04.2013 01:01

Losowanie dało mu za rywala Marcusa Campbella, nr 23 w rankingu światowym. Pierwsze rozbicie trójkąta już w sobotę. Wedle powszechnych opinii, los był chyba łaskawy dla obrońcy tytułu. Pewności nie ma jednak nikt, bo czterokrotny mistrz świata zagrał w ubiegłym roku tylko jeden poważny mecz.

Potem ćwiczył, wedle jego słów „jakieś dziesięć dni w ciągu dziewięciu miesięcy”, przy czym ostatnie partie rozgrywał z niejakim Aleksem, kumplem, z zawodu kierowcą dostawczym, który zwykł był przywozić mu ulubione chińskie jedzenie. 
Urok O'Sullivana to nie tylko niezwykle naturalny i ofensywny styl gry, ale właśnie owa nieprzewidywalność, która jednak w tym roku bardziej niepokoi, niż cieszy. – Bardzo zardzewiałem. Nie grałem pod napięciem, więc będzie mi trudno wyjść tak bez praktyki i zwyciężać. Mogę dostać lanie. Idę w nieznane, ale to przynajmniej jest duże wyzwanie – mówił tuż przed turniejem.

Czemu wrócił? Mówił tak: – Nie czuję żadnego ciśnienia. Najważniejszą sprawą jest mieć cel w życiu. Snooker zawsze mi go dawał. Ten start to dla mnie ponowna szansa wprowadzenia pewnego porządku i jakichś reguł w życie. Przedtem czułem się trochę znudzony rywalizacją. Narzekałem na presję i słabą grę. Jakieś dwa-trzy miesiące temu jednak pomyślałem, że zabrałbym się znów za uderzenia bil, że może to nie będzie takie trudne, może bardziej będzie mnie to bawiło, a nie stresowało. 
Można wierzyć, że dobrowolny pobyt na sportowej emeryturze też okazał się nudny, że długi odpoczynek (od maja 2012 roku) zaczął doskwierać tak samo, jak wcześniejsze życie w rutynie turniejów.

– Mam dziś trochę inną perspektywę. Poczułem się odświeżony, kocham wyzwania, wiem, że stać mnie na wiele i co potrafię. Zatęskniłem za snookerem, to była jednak jakby moja druga rodzina. Nie zdawałem sobie sprawy, jak była dla mnie ważna – dodawał. 
Nieobecność kosztowała go spadek na 24. miejsce rankingu. Decyzję o powrocie podał już w listopadzie, ale wtedy zmienił na chwilę zdanie, mówiąc o „problemach osobistych”, które go wstrzymują. Problemy osobiste miewał właściwie zawsze, od początku kariery, od trudnych relacji z najbliższymi po depresję i nałogi. Są tacy, którzy twierdzą, że te problemy nigdy nie zniknęły.

– Nie mogę dać gwarancji na nic. Wszystko co wiem, to to, że wystartuję. Spróbuję dać z siebie jak najwięcej, zobaczyć, czy nadal mogę być profesjonalnym sportowcem – zapewniał dziennikarzy.

Ma wsparcie kibiców, pragnących znów widzieć przebłyski jego niezwykłego talentu, ma wsparcie kilku kolegów od stołu. Jimmy White, sześciokrotny finalista mistrzostw świata jest też po jego stronie i zapewnia, że O'Sullivan jeszcze mógłby poprawić rekord Stephena Hendry”ego, czyli być mistrzem więcej niż siedem razy. – Stephen miał instynkt zabójcy i poświęcenie, Ronnie wybierał niekiedy zabawę i robił co chciał, ale przyszedł czas, by udowodnił, co naprawdę potrafi. Jest tak naturalnym geniuszem gry, że to go wciąż samego zdumiewa. To jest ten narkotyk, który każe mu nadal grać – zapewniał White. 
W ubiegłorocznym finale O'Sullivan pokonał 18-11 Alistera Cartera. Cztery miesiące później w turnieju z cyklu Players Tour Championship w Gloucester przegrał w pierwszej rundzie 3-4 z Simonem Bedfordem (76. snookerzystą na świecie) i to był ten ostatni poważny mecz. W ocenach bukmacherów jednak jest znów w Sheffield wysoko, na drugim miejscu, za rankingowym nr 1 – Markiem Selby. Lider nie krył, że Ronnie, który odchodzi i wraca kiedy zechce, to nie jest wzór dla innych. – On jest najbardziej naturalnym graczem na świecie i więcej niż zdolnym do tego, by wrócić i zostać mistrzem. Ja i inni potrzebujemy znacznie więcej ciężkich treningów. Po prostu tak jest, nie ma co się obrażać, trzeba dłużej pracować – wyjaśniał Selby.

W tle powrotu O'Sullivana niektórzy widzą wpływ Damiena Hirsta, znanego angielskiego artysty awangardowego, bogatego przyjaciela i miłośnika snookera. Hirst, twórca słynnej platynowej czaszki pokrytej diamentami albo zamykanych w gablotach wypełnionych formaliną wypreparowanych zwierząt, jest dla O'Sullivana Pablem Picassem nowych czasów. – Będzie jedyną osobą w moim narożniku – mówi Ronnie, choć nie ma pewności, czy artysta naprawdę zjawi się w Crucible Theatre.

Wiadomo także, że przed decyzją o powrocie bohater zielonego stołu konsultował się z doktorem Stevem Petersem, tym samym psychiatrą, który pomagał mu ustabilizować stan ducha, a także stał za sukcesami w walce z trzema byłymi mistrzami świata o tytuł w zeszłym roku. Doktor Peters jest znów w Sheffield i też będzie pomagał O'Sullivanowi. 
Może to on podpowiedział snookerzyście, by szukając nowych celów w życiu popracował parę dni na farmie. Włożył kalosze, machał widłami, czyścił chlewy i stajnie, usuwał błoto, wyrzucał śmieci, budował ogrodzenia. Chyba poskutkowało, bo w Sheffield Ronnie mówił z przekonaniem: – Snooker jest lepszy niż robota na wsi. Spróbowałem i wiem. 
Wygra? Nie wygra? Odpadnie po pierwszym meczu? Pytania są liczne. Kto zastanawia się nad odpowiedziami, też zobaczy problem. Jeśli Ronnie O'Sullivan przegra, to snooker nie odzyska na dłużej największej gwiazdy ostatnich lat – czyli niedobrze. Jeśli jednak gwiazda zagra i tak z marszu wygra po raz piąty, to kto będzie chciał potem patrzeć na wszystkich pozostałych...

Transmisje mistrzostw świata w snookerze w Eurosporcie i Eurosporcie 2.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium