Jest on pierwszym brytyjskim kolarzem, który zwyciężył Tour de France. Dokonał tego w ubiegłym roku. Parę dni po tym triumfie zdobył swój czwarty olimpijski medal na igrzyskach w Londynie. Teraz pragnie dołożyć do kolekcji kolejne dwa zwycięstwa w dwóch najbardziej prestiżowych wyścigach świata. Ostatni raz dokonał tego Marco Pantani w 1998 roku. W 2010 Wiggins zajął we włoskim wyścigu 40. miejsce. Od tamtego czasu nie pojawił się już na Półwyspie Apenińskim.
- Czuję się jak w zeszłym roku. Wtedy skupiałem się na dwóch wyścigach: TdF i igrzyskach. Teraz koncentruję się na Giro i Tourze – mówi Wiggins. Plany mistrza olimpijskiego będzie próbował pokrzyżować jego rodak, Chris Froome, który wygrał w miniony weekend Tour de Romandie. Pragnie on udowodnić, że nie jest drugim kolarzem w swoim kraju. Giro, wyścig pełen wzniesień, wydaje się być do tego idealną okazją.
- Obaj obieramy inne drogi do zwycięstwa, ale obaj jesteśmy zawodowcami. Jeździmy w tej samej drużynie i wiemy, co zrobić, żeby wygrać – komentuje lakonicznie tę sprawę Wiggins. Jednak to nie Froome spędza sen z powiek zwycięzcy ostatniego TdF. Najbardziej obawia się on Vincenzo Nibaliego. Brytyjczyk jest świadomy, że włoski kolarz ma przewagę, bo trenuje na trasach, którymi przejedzie Giro d'Italia.
- W TdF wyprzedziłem Nibaliego o sześć minut i dziewiętnaście sekund. Aby wygrać Giro potrzebuję jedynie sekundy przewagi – mówił Wiggins. – Być może stracę czas na górskich odcinkach, ale nadrobię w jeździe indywidualnej.
Giro d'Italia rozpoczyna się 4 maja, Tour de France 29 czerwca. Bradley Wiggins staje przed szansą, aby zostać pierwszym Brytyjczykiem, który triumfuje w Giro.