Kilka dni przed finałem Ligi Europejskiej Benfica Lizbona spadła w przepaść w Portugalii. Przegrała mecz sezonu z Porto w ostatnich minutach, zapewne straciła w ten sposób mistrzostwo. Trener Jorge Jesus po zwycięskim golu rywali wyglądał jak Hiob, klęcząc przy swojej ławce.
?A jednak w finale w Amsterdamie wysłał do walki drużynę bez strachu. Taką jak ta sprzed roku, która przegrała z Chelsea walkę o półfinał Ligi Mistrzów, choć zostawiła lepsze wrażenie. Teraz znów została z pustymi rękami, po golu Branislava Ivanovicia na 2:1 w doliczonym czasie. Ale ile przy tym podbiła serc. Piłkarski banał mówi, że nikt po latach nie będzie pamiętał o stylu, liczą się tytuły. Musiał to wymyślić ktoś wyjątkowo pomylony, kibicowska pamięć nie takie rzeczy potrafi przechować.
Żal po Benfice w niczym nie uchybia Chelsea. To był jeden z tych meczów, w którym każdy coś zyskuje. I taki finał, który pokazuje, że futbol jest zbyt wielki, żeby go poupychać w gotowe przegródki. Jednego dnia bijemy pokłony Aleksowi Fergusonowi i Manchesterowi United, który mu pozwolił trwać przez prawie 27 lat, a drugiego Ligę Europejską wygrywa Rafael Benitez, trener tymczasowy, lżony od miesięcy przez kibiców Chelsea (taki już widać los tego klubu, że do tytułów i finałów w Europie prowadzą go trenerzy drugiego wyboru: Benitez, Roberto di Matteo, Avram Grant). Zachwycamy się futbolem à la Juergen Klopp i erą wychowanków klubowych akademii, ale ciągle świetnie się miewa futbol à la Felix Magath: z niewzruszoną miną Beniteza, tłumem najemników i z dwoma miliardami funtów wydanymi przez Romana Abramowicza, od kiedy wylądował w Londynie. Cierpliwy Manchester United zdobył w tym czasie 15 tytułów. Niestały w uczuciach Abramowicz niewiele mniej – 13. Żeby jeszcze bardziej sprawy skomplikować, ta najemna i kosmopolityczna Chelsea wystawiła w środowym finale trzech Anglików. A romantyczna Benfica jednego Portugalczyka, jak to ma od dłuższego czasu w zwyczaju.
Warto o tym wszystkim pamiętać, gdy za tydzień z okazji niemieckiego finału Ligi Mistrzów znów jakiegoś Fukuyamę od piłki podkusi, by ogłaszać koniec historii.