Wszystko to z myślą o piątkowym spotkaniu z Mołdawią w Kiszyniowie, gdzie nie będzie tak miło, jak na stadionie Cracovii.
Nie wiemy co nas tam czeka a mecz z Liechtensteinem niewiele nam wyjaśnił. Wczoraj mogliśmy grać bez bramkarza a zmiany w defensywie pokazały jedynie jak boczni obrońcy włączają się do ataków. Mogli to robić, bez ryzyka, że nawet jak nie zdążą wrócić, to i tak nic złego się nie stanie. Po prostu goście nie byli w stanie sprawdzić połowy, tej broniącej, części naszej reprezentacji.
Artur Sobiech na razie może nosić buty za Robertem Lewandowskim, a to oznacza, że nie mamy drugiego napastnika. Dobrze z roli kreatywnego pomocnika wywiązał się Adrian Mierzejewski. Przebłyski dobrej gry miał Maciej Rybus, a potwierdził ją bardzo ładną bramką po przechwycie piłki i czterdziestometrowym biegu.
Bardzo dobrze na prawej obronie zadebiutował Bartosz Bereszyński. Piotr Zieliński nie mógł sobie miejsca znaleźć i nie było go widać. Ale to on podał piłkę do Bereszyńskiego, co otworzyło drogę do bramki. To było najładniejsze podanie w całym meczu. Kamil Grosicki to jest piłkarz wyjątkowo irytujący. Nie pamiętam jego dobrego meczu. Liczenie na to, że Grosicki urwie się obrońcy i wtedy nikt go nie dogoni jest już nudne. Ostatni raz się urwał w Białymstoku, kiedy grał w Jagiellonii. Wolę Jakuba Koseckiego, który wprawdzie też nie błyszczał, ale jest może nawet szybszy od Grosickiego a umie więcej od niego.
W sumie - nie wiadomo co o tym myśleć. Oczywiście w piątek reprezentacja z Lewandowskim i Błaszczykowskim będzie mocniejsza a wszyscy bardziej skoncentrowani, ale siedząc przed telewizorem będę się denerwował. Ta drużyna ma wyjątkowy dar wystawiania naszego systemu nerwowego na ciężkie próby.