Mistrz jako jedyny z uczestników zagrał poniżej par pola – właśnie w środę, w finałowej rundzie miał 70 uderzeń. Dość wyraźnie wyprzedził kolejnych rywali – Petera Bronsona o trzy uderzenia i Mateusza Jęrzejczyka o sześć.
– Wykonałem swój plan, ale nie w kwestii wyniku, tylko podejścia do gry. Warunki były zupełnie inne, niż wcześniej. Czułem się jak pączek w maśle w porównaniu z wtorkiem. Podczas drugiej rundy różnica długości uderzenia tym samym kijem w czasie gry z wiatrem i pod wiatr mogła wynieść nawet 100 metrów. Dzisiaj też nieco wiało, ale człowiek był już oswojony – mówił Maks po zwycięstwie.
Na pogodę uczestnicy turnieju tym razem nie mogli narzekać, wyniki to pokazały wyraźnie. Sałuda i Jędrzejczyk rozpoczynali rundę z identycznym rezultatem. – Jednak do końca nie wiedziałem czy 70 uderzeń wystarczało do wygranej. Czułem, że jestem wysoko, starałem się spokojnie uderzać kolejne piłki, ale przy ostatnich puttach miałem tętno ze 180, co spowodowało, że zagrałem trzy putty na osiemnastce – dodał mistrz.
Drugie miejsce zajął Peter Bronson, wyprzedził Jędrzejczyka i to była jedyna zmiana na podium. – Dzisiaj grałem najlepiej ze wszystkich trzech dni. Uderzałem piłki bardzo dobrze, zwłaszcza pod koniec rundy. Czułem, że mogę zrobić birdie na pięciu ostatnich dołkach, ale zdarzyły mi się głupie błędy, zwłaszcza na osiemnastce. Turniej był trudny, greeny ciężkie, ale sądzę, że zawody o takiej randze właśnie tak powinny wyglądać. W każdym cyklu jest chociaż jeden turniej, który pokazuje, jak golf potrafi być wymagający. Takie właśnie były mistrzostwa w Sobieniach – podsumował wicemistrz.
Martyna Mierzwa, najlepsza polska golfistka, zaczęła od 18. miejsca, skończyła na ósmym. Też miała udaną rundę finałową, 71 uderzeń to norma (par) pola. – Nie jestem zadowolona ze swojego wyniku. Wczorajsza osiemdziesiątka może nie była taka zła, gdy weźmie się pod uwagę, że najlepszy wynik wynosił 77, jednak nie jestem usatysfakcjonowana, bo robiłam wiele błędów. Dzisiaj też powinno być lepiej. Wiatr nie sprzyjał, nie trafiałam tam, gdzie chciałam, trafiłam do wody dwa razy, co mi się nie zdarza, bo zawsze gram prosto. Nigdy w życiu nie grałam przy takim wietrze, ale wszyscy mieli takie same warunki, więc był to bardzo dobry trening. Mam w tym roku jeden turniej z serii LET na Azorach, a tam są ponoć podobne warunki, więc dobrze się oswajać – stwierdziła Martyna.