Do zdarzenia doszło w sobotę po meczu, a w niedzielę Sąd Rejonowy dla dzielnicy Śródmieście ukarał Rafała R. grzywną w wysokości 1000 zł.
26-letni piłkarz, schodząc z boiska zachował się nieroztropnie, bo to, co zrobił, nosi znamiona prowokacji. I urażona duma kibiców Polonii kazała im zareagować. Takie sytuacje są na polskich stadionach normą, choć na Konwiktorskiej do niedawna nie były.
Jeszcze gorsze jest to, co zrobili policjanci. Wpadli do autokaru i wywlekli stamtąd chłopaka, jak pospolitego chuligana, który bejsbolem stłukł szybę wystawową albo dopuścił się napaści na inną osobę.
Sąd był tym razem rychliwy i parę godzin po błahym w gruncie rzeczy zdarzeniu chłopak, który do stolicy przyjeżdżał jako zawodnik, wracał z niej jako skazaniec.
To wszystko jest tak niewiarygodne, że nie wiadomo, jakich słów użyć do komentarza. Policjanci w mundurach lub po cywilnemu, pracujący na stadionach, bardzo rzadko mają okazję chwalenia się swoimi osiągnięciami. Kiedy patrzę na działania policji związane z tzw. zabezpieczeniem meczów, ręce mi opadają. Od lat jest wiele słów, a mam wrażenie, że nikt nie wypracował metody. W tym przypadku policjanci zachowali się jak stołeczni kontrolerzy biletów, z wyraźną satysfakcją polujący na staruszki, które nie zdążyły skasować biletu, lub studentów. Jak policjanci, którzy w wakacje łapią głównie zdezorientowanych kierowców w samochodach z obcymi rejestracjami.