Reklama

Diethart: Pozostanę normalny

Thomas Diethart, zwycięzca 62. Turnieju Czterech Skoczni w rozmowie z "Rz".

Publikacja: 08.01.2014 04:00

Korespondencja z Bischofshofen

Rz: Jest pan sportowym bohaterem Austrii, kibice pana chcą nosić na rękach...

Thomas Diethart:

Oczywiście jestem ogromnie szczęśliwy, ale musi minąć jakiś czas, żebym to wszystko przemyślał, ogarnął w pełni to, co się stało. Na razie mam w głowie tylko jedno – to niezwykłe osiągnięcie i jestem wypełniony radością od stóp po czubek głowy.

Da sobie pan radę z nagłym przypływem sławy i dochodów?

Reklama
Reklama

Z pieniędzmi sprawa jest prosta. Moi rodzice poświęcili bardzo dużo, żebym mógł skakać na nartach, żebym znalazł się w miejscu, w którym jestem teraz. Moja rodzina, zwłaszcza moja siostra przez to cierpiała, więc jest jasne, że te pieniądze i te, które zarobię w przyszłości, dobrze zainwestuję, żeby nikt już nie musiał czegokolwiek dla mnie poświęcać.

A co ze zwiększonymi oczekiwaniami na nowe sukcesy?

Wygrana w turnieju była niespodzianką, także dla mnie, więc na razie po prostu nie dopuszczam tej myśli do siebie. Staram się traktować wszelkie zdarzenia na luzie. Moim celem było wywalczenie na Turnieju Czterech Skoczni paru punktów do Pucharu Świata. Zdobycze zdecydowanie przerosły moje oczekiwania. Kiedy jestem sam, mówię więc sobie – zrobiłeś dobrze to, co należy, rób tak dalej, będą efekty.

A nie ma pan ochoty schować się przed tym zamieszaniem, być znów człowiekiem znikąd?

Tak zupełnie znikąd to ja nigdy nie byłem. Startowałem w tym roku w Pucharze Kontynentalnym, miałem tam całkiem niezłe wyniki. Dlaczego miałbym się gdzieś chować? W lecie też dobrze mi szło w konkursach Grand Prix, zniknęła wcześniejsza huśtawka formy, więc już wtedy zbudowałem wiarę w siebie. Wiedziałem, że skoro dobrze mi szło na igelicie, to dobrze pójdzie także w zimie na śniegu.

Wyznaczył pan już nowe cele w związku z igrzyskami i Pucharem Świata?

Reklama
Reklama

Przecież ja zaledwie trzy tygodnie temu znalazłem się na dobre w Pucharze Świata, nie stawiałem więc sobie wielkich celów, nie miałem żadnych ambitnych planów. I wciąż nie mam. Musi upłynąć jeszcze parę dni, bym mógł zdać sobie sprawę, na co mnie teraz stać. Na razie po prostu jest dobrze.

Będzie pan świętował?

Będę żył tak samo, jak żyłem dotychczas. Pozostanę normalny i będę trenował codziennie, tak jak zawsze. Zwycięstwo w Bischofshofen, wbrew pozorom, nie wprowadzi w moje życie wielkich zmian.

Wystartuje pan w ten weekend w lotach w Kulm?

Myślę, że wystartuję. Zgodnie z moją wiedzą mam być w drużynie, choć trener Alexander Pointner jeszcze na 100 procent nie potwierdził składu. Chcę tam pojechać, to byłyby moje pierwsze zawody Pucharu Świata w lotach, ekscytująca sprawa. I sporo zabawy, jak przypuszczam.

Korespondencja z Bischofshofen

Rz: Jest pan sportowym bohaterem Austrii, kibice pana chcą nosić na rękach...

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Reklama
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Sport
Warszawa biegnie po rekord. W niedzielę odbędzie się 47. Nationale Nederlanden Maraton Warszawski
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Sport
Znajdą się pieniądze na modernizację Polonii? Los inwestycji w rękach radnych
Materiał Promocyjny
Wiedza, która trafia w punkt. Prosto do Ciebie. Zamów już dziś!
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama