Z pieniędzmi sprawa jest prosta. Moi rodzice poświęcili bardzo dużo, żebym mógł skakać na nartach, żebym znalazł się w miejscu, w którym jestem teraz. Moja rodzina, zwłaszcza moja siostra przez to cierpiała, więc jest jasne, że te pieniądze i te, które zarobię w przyszłości, dobrze zainwestuję, żeby nikt już nie musiał czegokolwiek dla mnie poświęcać.
A co ze zwiększonymi oczekiwaniami na nowe sukcesy?
Wygrana w turnieju była niespodzianką, także dla mnie, więc na razie po prostu nie dopuszczam tej myśli do siebie. Staram się traktować wszelkie zdarzenia na luzie. Moim celem było wywalczenie na Turnieju Czterech Skoczni paru punktów do Pucharu Świata. Zdobycze zdecydowanie przerosły moje oczekiwania. Kiedy jestem sam, mówię więc sobie – zrobiłeś dobrze to, co należy, rób tak dalej, będą efekty.
A nie ma pan ochoty schować się przed tym zamieszaniem, być znów człowiekiem znikąd?
Tak zupełnie znikąd to ja nigdy nie byłem. Startowałem w tym roku w Pucharze Kontynentalnym, miałem tam całkiem niezłe wyniki. Dlaczego miałbym się gdzieś chować? W lecie też dobrze mi szło w konkursach Grand Prix, zniknęła wcześniejsza huśtawka formy, więc już wtedy zbudowałem wiarę w siebie. Wiedziałem, że skoro dobrze mi szło na igelicie, to dobrze pójdzie także w zimie na śniegu.
Wyznaczył pan już nowe cele w związku z igrzyskami i Pucharem Świata?