Niektórzy proponowali nawet, by w trosce o zdrowie zrezygnowała ze startu na 10 km, bo ryzyko jest za duże. Justyna Kowalczyk w czwartek rano na mokrym śniegu w słonecznej Krasnej Polanie dała nam wszystkim lekcję hartu ducha.

Prowadziła praktycznie od startu do mety, jej sukces ani przez chwilę nie był zagrożony. Ten złoty medal oznacza, że na stałe weszła do historii polskiego sportu - przed nią żaden nasz sportowiec nie wywalczył w zimowych igrzyskach dwóch złotych medali, a pani Justyna ma już przecież złoto z Vancouver.

Gdy radość opadnie, wszyscy będą zastanawiali się czy możliwy jest jeszcze start na 30 km w ostatnią olimpijską sobotę? Ale to już będzie pytanie zadawane w zupełnie innym kontekście.

Niezależnie od odpowiedzi, Justyna Kowalczyk wyjedzie z Soczi jako sportowiec spełniony.