Zbigniew Boniek zapowiada, że nie chce działać pod wpływem chwili. Prezes do błędu się nie przyzna, może tylko zasugerować, żeby Przesmycki sam zrezygnował ze stanowiska.
O sprawie napisaliśmy jako pierwsi już w piątek. Nie doczekaliśmy się komentarza ze strony PZPN, nikt w federacji nie zrozumiał widocznie, że sprawie nie da się tak po cichu ukręcić łba. Żyjemy w propagandzie sukcesu – sędziowie, którzy zdecydowali się poinformować nas o moralnie wątpliwych interesach Przesmyckiego, alarmowali ponoć także inne media, również te, które dopiero w sobotę zdecydowały się zrobić ze sprawy sędziowskiej swoją pierwszą stronę.
Przesmyckiemu niebezpiecznie zacierają się wspomnienia. W czwartek mówił nam, że przetargu nie wygrał, tylko zrobiła to firma, która pośredniczy w handlowaniu jego krzesełkami. W piątek przypomniał już sobie, że kontrakt w Szczecinie był wyjątkowym przypadkiem, o który starał się bezpośrednio producent. Kolejne olśnienia mogą być bolesne dla innych ludzi z PZPN, dlatego nikt nie odważy się go bezpośrednio zaatakować.
Tym bardziej że Przesmycki jest dobrym pracownikiem – robi to, co mu każą. Wystarczy dokładnie przeanalizować obsadę sędziowską na kolejne mecze, wystarczy popytać arbitrów, kto i dlaczego jest zawieszony, dlaczego do pracy wracają ci, o których wcześniej szef sędziów mówił, że do niczego się nie nadają. Dla ludzi z zewnątrz to nieczytelne, ale środowisko huczy, że odbywa się walka o przetrwanie, liczenie głosów poparcia. Zresztą to właśnie ludzie ze środowiska sędziowskiego wyciągnęli na wierzch sprawę krzesełek Przesmyckiego. Mają dość autorytarnych i często niezrozumiałych decyzji swego szefa.
Przesmycki – w czasie kariery uważany za jednego z nielicznych, który nigdy nie dał się przekupić – uważa, że PZPN wiedział o jego działalności i nie zamierza tłumaczyć się z tego, że nie jest wielbłądem. Jeśli to prawda – ma rację. To PZPN musi się wytłumaczyć, dlaczego do tego dopuścił. Dzisiaj w siedzibie federacji nie będzie jednak sądu kapturowego. Drogi są dwie: albo zostanie uruchomiony prężnie działający aparat PR, który udowodni kibiciom, że sprzedawanie krzesełek przez szefa sędziów jest moralne, albo Przesmycki usłyszy, że wygodniej dla wszystkich byłoby, gdyby sam podał się do dymisji.