Z drugą reprezentacją Polski zremisowała trzecia reprezentacja Niemiec. Inaczej mówiąc czołowi polscy piłkarze grali na takim samym poziomie jak zawodnicy m.in. Freiburga, Hoffenheim i Schalke. Jeśli to ma być punkt odniesienia to nie świadczy dobrze o aspiracjach.
To, że kilku Niemców, walczących o miejsce w kadrze na mundial zagrało słabo to ich problem. Kevin Volland nie różnił się od Marcina Robaka. Obydwaj byli kilka razy przy piłce i nic z tego nie wynikało. Gorzej, że w powołaniach do kadry Polski trudno doszukać się jakiejś myśli a obecność Thiago Cionka to akt desperacji Adama Nawałki. Nawiasem mówiąc Cionek grał tak samo jak inni - nie wyróżnił się pod żadnym względem więc trener może powiedzieć, że dokonał dobrego wyboru. Tyle, że zamiast brać piłkarza, który gra w drugiej lidze włoskiej i ma najlepsze (to chyba nie jest właściwe słowo) za sobą, należałoby szukać wśród młodych Polaków w polskich klubach.
Jacy piłkarze taka gra. To, że Polska nie strzeliła bramki w kolejnym meczu to nie przypadek. To dowód nie tylko na to, że nie mamy utalentowanych napastników, ale że zachowujemy się na boisku pasywnie. Tak, żeby nie przegrać. Kiedy Polacy zaczynają budować akcje, wymieniają między sobą piłkę co najmniej jak Barcelona, tyle że na swojej połowie, gdzie przeciwnik nie atakuje. On w tym czasie zdąży już ustawić obronę. Pierwsza myśl polskiego piłkarza to podać piłkę do tyłu lub w bok, bo to jest najbezpieczniejsze i nie wymaga wysokich umiejętności. Nawet jeśli ktoś na boisku ma inną filozofię - nie ma szans jej zrealizować, bo w pojedynkę meczu nie wygra. Przecież Robert Lewandowski też jest w reprezentacji innym piłkarzem niż w Borussii.
Filozofia piłkarzy być może jest pochodną pomysłów trenera. Ostatecznie trudno się dziwić Nawałce, że nakazał grać ostrożnie. Pewnie z Niemcami, na ich boisku, każdy trener by tak zrobił. Tyle, że już po kwadransie widać było, że niemiecka drużyna tym razem nie była groźna. Z jej przewagi nic nie wynikało. Kontra lub bardziej ofensywna gra mogłaby przynieść nam korzyść. Nawałka czekał ze zmianami, zrobił je kilka minut po przerwie, co niby nie jest zabronione, ale świadczy o tym, że za koncepcjami trenera trudno nadążyć. Joachim Loew pierwszych zmian dokonał w przerwie a reakcji z naszej strony nie było. Kiedy już na boisko weszli zawodnicy grający do przodu - Arkadusz Milik, Michał Żyro a w końcówce Paweł Wszołek, Niemcy musieli mieć się na baczności. Mała rzecz a cieszy.
Kiedy będziemy jesienią rozgrywać z Niemcami znacznie ważniejszy mecz eliminacyjny do mistrzostw Europy, mogę się założyć, że w ich drużynie nie zobaczymy nikogo ze spotkania w Hamburgu. Nasza będzie się składała w połowie z tych, których widzieliśmy teraz. To nie jest optymistyczna informacja.