„Rz": Jest Pani gotowa na wysokie skakanie?
Justyna Kasprzycka:
Jestem przygotowana na pokonanie wysokości dwóch metrów. Blisko było w maju w Eugene, gdzie wynikiem 1,99 wyrównałam rekord Polski. Te zawody dały mi pewność, że jestem blisko tej magicznej granicy. To był motor napędzający mnie przez cały dotychczasowy sezon. Podczas halowych mistrzostw świata w Sopocie wszyscy mówili, że 1,97 wystarczy do medalu. Skoczyłam tyle, pobiłam rekord życiowy i zajęłam czwarte miejsce. Wydaje mi się, że aby teraz zasłużyć na podium trzeba będzie skoczyć te dwa metry. Czekam na ten moment z niecierpliwością. Co prawda wiadomo jaki jest sport, niby wszystko się może zdarzyć, ale staram się myśleć pozytywnie.
Od rozpoczęcia pracy z trenerem Dawidem Pyrą ustabilizowała Pani wyniki. Jak zmodyfikowaliście trening?
Dużo pracowałam nad techniką biegu i szybkością, zmniejszyłam obciążenia siłowe, bardziej niż na ciężary stawiając na jakość treningu. Jeżeli chodzi o elementy techniczne, to już wcześniej byłam raczej poukładaną zawodniczką, więc tutaj o większych zmianach nie było mowy. Na pewno trening teraz jest bardziej wszechstronny, do poszczególnych ćwiczeń wykorzystuję większe partie mięśni. Jestem silniejsza i sprawniejsza, ale to też efekt tego, że przez pierwsze pół roku mocno skupiliśmy się nad wzmocnieniem mojego organizmu. No i obyło się bez kontuzji. Miałam też zgrupowania zagraniczne i w kraju, nie musieliśmy się o nic martwić, mogliśmy liczyć na wsparcie PZLA. To naprawdę pomogło.