Polsat przegrał z TVP rywalizację o prawo transmisji najważniejszego pojedynku ostatnich lat Floyd Mayweather jr - Manny Pacquiao i Marian Kmita poczuł się w związku z tym zobowiązany do zwrócenia uwagi ministrowi finansów, że TVP przepłaciła i jej szef Juliusz Braun powinien za to odpowiedzieć. Podobno wielki boks to nie misja, tylko komercja, a tu już wszelkie prawa ma Polsat, bo od lat pokazuje nie tylko świetne walki, ale i gale w Pierdziszewie.

W prawie pracy znana jest instytucja sygnalisty (po angielsku whistleblower), tj. człowieka, który widząc niepokojące rzeczy w swojej firmie, nie milczy, tylko właśnie daje sygnał, dosłownie dmucha w gwizdek. Marian Kmita dmuchnął, szkoda tylko, że nie chodzi o jego firmę, tylko o konkurencję, a to już nie sygnał, lecz zupełnie co innego. Każdy, kto trochę pomyśli, zgadnie co.

Prawdę mówiąc nie rozumiem reakcji szefa sportowego Polsatu, człowieka, który stworzył potężną stację, jest w niej podobno absolutnym władcą, a gdy raz na jakiś czas ktoś zabiera mu zabawkę, leci na skargę do „Superaka", gdzie kierownikiem działu sportowego jest główny komentator boksu w Polsacie, słynny ze swych kwiecistych porównań Andrzej Kostyra. I ten nie ma wyjścia, piórem swego dziennikarza udziela Polsatowi wsparcia solidniejszego niż drzwi od zakrystii i dużo szybszego niż keczup. Przecież to prawie tak jakby popierał sam siebie, a w tym ma dużą wprawę od lat.

Polsat zdenerwował też promotor boksu Andrzej Wasilewski, który kilka dni wcześniej w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" nie taił, że nie ma nic przeciwko temu, by poważne walki były znów na antenie TVP. Polsat, który „karmił Wasilewskiego przez jedenaście lat" (to sformułowanie z wywiadu Kmity dla „Superexpresu) poczuł się zdradzony. Uczucie rozumiem, ale zaskoczenia już nie. Przecież każdy, kto wie, jak robi się interesy w zawodowym boksie, musi zdawać sobie sprawę, że wcześniej czy później zostanie zdradzony, bo tak jak w polityce - nie ma tu wiecznych sojuszy, są tylko wieczne interesy, a woda jest jeszcze brudniejsza.

Marian Kmita i Andrzej Kostyra dmuchając w jeden gwizdek są zabawni, ale przede wszystkim niewiarygodni. Aż trudno uwierzyć, że obaj doświadczeni już życiowo ludzie tak bardzo się ośmieszają. Panowie, więcej luzu, w sobotę jest gala w Legionowie.