Mirosław Drzewiecki i Andrzej Biernat kończyli urzędowanie w atmosferze dalekiej od fair play, Joanna Mucha dostała tę posadę, choć wcale jej nie pragnęła i marzyła o innej, tylko Adam Giersz był człowiekiem na swoim miejscu.

Być może nie ma teraz wielkiego znaczenia, kto zostanie kolejnym ministrem, bo przecież jesienią wybory, ale właśnie Giersz wydaje się najlepszym kandydatem. Jego fachowej wiedzy nikt nie kwestionuje, jest szanowany na arenie międzynarodowej, doskonale orientuje się jak działa i jak finansowany jest sport w różnych krajach.

Trudno zaakceptować pogląd, że jeśli ostatni ministrowie bywali sportowo niekompetentni lub po ludzku niemoralni, to trzeba zlikwidować ministerstwo sportu, a takie pomysły już się pojawiają. Przez całe lata środowisko sportowe domagało się nie tylko ministra, ale ministra takiego, który miałby coś do powiedzenia, nie był traktowany przez premiera jak paprotka. Co oczywiście sukcesu nie gwarantuje, jak świadczą przykłady Drzewieckiego i Biernata, których pozycja w PO była poważna, a mimo to odeszli w niesławie.

W gronie ludzi, którzy mogliby pokierować sportem i są z politycznego punktu widzenia możliwi do zaakceptowania przez PO Adam Giersz, uczestniczący w pracach nad nowelizacją ustawy o sporcie, jest najlepszym kandydatem. Niestety na giełdzie pojawiają się już różne nazwiska, ale Giersza wśród nich nie ma. To może oznaczać, że rządzący niczego się nie nauczyli i w chwili kryzysu traktują sport jak drogę trzeciej kolejności odśnieżania.