Miała być paniczna i głęboka obrona oraz ostrzał bramki Łukasza Fabiańskiego. Kibice wyjęli wszystkie talizmany przynoszące szczęście i zaklinali rzeczywistość. Przed meczem we Frankfurcie trudno było znaleźć optymistów, którzy spodziewali się, że drużyna Adama Nawałki zagra przeciwko żądnym rewanżu za porażkę w zeszłym roku w Warszawie Niemcom jak równy z równym. Polacy przegrali 1:3, ale kibicowska przyśpiewka „nic się nie stało", która chociażby po przegranych w koszmarnym stylu finałach Euro 2012 tylko drażniła, dziś była w pełni uzasadniona. Szkoda tylko ostatniej bramki - strzelonej przez Niemców osiem minut przed końcem.
Nic się nie stało. Wciąż mamy naprawdę dobrą sytuację w grupie – szczególnie po tym jak Gruzja pokonała Szkocję 1:0. Wciąż jedną nogą jesteśmy w finałach przyszłorocznych mistrzostw Europy.
Polacy naprawdę w tym meczu mogli przynajmniej z mistrzami świata zremisować. Zabrakło im nieco szczęścia, a w sytuacji Kamila Grosickiego, który znalazł się sam na sam z Manuelem Neuerem, także zimnej krwi.
Najbliższy zdobycia wyrównującej bramki był Robert Lewandowski, który tuż pod koniec pierwszej połowy w pełnym biegu znalazł się oko w oko ze swoim klubowym kolegą z Bayernu Monachium – Neuerem. Lewandowski huknął z woleja, ale Niemiec po raz kolejny udowodnił, że jeśli nie jest najlepszym bramkarzem świata, to znajduje się w ścisłej czołówce. Fantastycznie obronił strzał naszego napastnika wybijając piłkę na rzut rożny. Ze stałego fragmentu gry dośrodkował Kamil Grosicki, znowu strzelał – tym razem głową – Lewandowski, a piłkę z linii wybił debiutujący w kadrze Joachima Loewa Emre Can.
Reprezentanci za występ we Frankfurcie i naprawdę bardzo dobrą postawę nie dostaną punktów. A za kilka lat o stylu tej porażki nikt pamiętać nie będzie. O niewykorzystanych sytuacjach Lewandowskiego, Milika czy Grosickiego kibice zapomną. W statystykach będzie widniał tylko suchy wynik, oraz kolejna – 13. –porażka z naszą Nemezis. Wciąż dla polskiego kibica magiczną datą będzie 11 października 2014. A jednak zawodnikom Nawałki i samemu trenerowi należą się ciepłe słowa za spotkanie we Frankfurcie.