Wśród siedmiu kandydatów jest kobieta. Kirsty Coventry z Zimbabwe uchodzi za protegowaną obecnego szefa MKOl, Niemca Thomasa Bacha, a jej zwycięstwo byłoby potwierdzeniem, że deklaracje dotyczące wzmacniania roli kobiet w zarządzaniu sportem, to nie są puste obietnice. Członkini komitetu wykonawczego jest wśród faworytów, ale to medialne spekulacje, bo ruch olimpijski jest organizacją szczelną, a wybory przypominają raczej konklawe.
Sukces Coventry oznaczałby kontynuację, Sebastian Coe jest na jej tle kandydatem zmiany. Brytyjski lord proponuje reformy i jest w deklaracjach dotyczących walki z dopingiem czy ochrony sportu kobiet wiarygodny, bo wiele z nich wprowadził jako szef lekkoatletycznej World Athletics. Trzeci z faworytów to Hiszpan Juan Antonio Samaranch, czyli syn byłego szefa MKOl, którego hasłem jest „doświadczenie”, a atutem - relacje z Chinami oraz Rosją.
Czytaj więcej
Thomas Bach przez 12 lat dryfował między globalnymi potęgami i nawet jeśli zamienił Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) w autorytarną korporację, to przy okazji omijał skały, na których mógł się rozbić.
Nowego przewodniczącego wybierze 109 członków MKOl, ale głosować nie będą rodacy zainteresowanych. Chętni są także David Lappartient (Francja), Johan Eliasch (Szwecja), Morinari Watanabe (Japonia) oraz Faisal al Hussein (Jordania). Programy kandydatów różnią niuanse, może z wyjątkiem będącego w tym wyścigu outsiderem Watanabe.
Hasła o apolityczności ruchu olimpijskiego, zrównoważonym rozwoju, wzmacnianiu roli członków MKOl, ochronie sportu kobiet wykorzystaniu sztucznej inteligencji, e-sporcie czy staraniach o uwagę młodzieży, kandydaci odmieniają przez wszystkie przypadki. Sporu nie budzi nawet kwestia Rosjan, którzy powinni wrócić do rywalizacji na pełnych prawach, ale dopiero, gdy ustaną przyczyny ich zawieszenie oraz nastanie pokój lub - co najmniej - zawieszenie broni.