W niedzielę 26-letni Pogacar z położonej niedaleko Lublany niewielkiej wsi Komenda po raz pierwszy w karierze został mistrzem świata. Do znakomitych tegorocznych osiągnięć, zwycięstwa w Giro d’Italia i Tour de France, dołożył równie prestiżowe trofeum.
Podziw i zachwyt wzbudzają styl, w jakim sięgnął po tęczową koszulkę. Atak w wyścigu ze startu wspólnego na trudnej trasie w Zurychu rozpoczął 101 kilometrów przed metą. Oderwał się od najgroźniejszych rywali i dołączył do uciekinierów, w tym swojego rodaka Jana Tratnika oraz kolegi z grupy UAE Emirates Francuza Pavla Sivakova, z którym przejechał przez kilkanaście kilometrów.
Czytaj więcej
Sezon 2024 zdominowało czterech kolarzy: Tadej Pogacar, Primoż Roglić, Mathieu Van Der Poel i Remco Evenepoel. To jednak pierwszy z tego kwartetu zdecydowanie przebił dokonania pozostałych.
51 kilometrów przed finiszem był już tylko on. Po złoto przyjechał samotnie. Na linii mety drugi Australijczyk Ben O’Connor miał 34 sekundy straty, a trzeci van der Poel – 54 sekundy.
Pogacar nie mógł w bardziej spektakularny sposób udowodnić swojej wyższości nad zawodowym peletonem. Jeden z najbardziej prestiżowych wyścigów sezonu, cel dla każdego kolarza, bez względu na to, czy wygrywa się wielkie toury, padł jego łupem. Rozegrał go na własnych zasadach tak, by nie było wątpliwości, jeśli takie jeszcze były, kto w tym roku jest najlepszy.