Po co to pani ten urząd?
Moglibyśmy zadać takie samo pytania cztery lata temu, kiedy po raz pierwszy zostałam ministrem sportu. Cieszę się, że moja ówczesna misja może być kontynuowana. To wyzwanie oraz kwestia odpowiedzialności. Wiem, że przed nami trudne zadanie w kontekście uzyskania wotum zaufania, ale życie bywa przewrotne, a skoro zostałam poproszona o objęcie tej funkcji i premier widzi we mnie fachowca, który pomoże w ministerstwie oraz przygotuje wkład do expose, nie mogłam odmówić. Sport jest apolityczny i uważam, że trzeba o niego dbać.
Niektórzy nazywają członków rządu Mateusza Morawieckiego „chwilówkami”…
Nie traktuję mojej roli w ten sposób, to dla mnie wyróżnienie. Byłam już ministrem i działałam w trudnych okolicznościach, bo w pandemii odmrażaliśmy sport - nie tylko wyczynowy, także powszechny. Teraz też chcę przygotować konkretne plany na przyszłość, spróbuję też pewne pomysły wdrożyć. Może z tej wizji będzie chciał skorzystać mój ewentualny następca. Pamiętajmy, że ciągłość pracy ministerstwa musi być zachowana. Już pierwszy dzień w nowej roli był bardzo intensywny. Są dokumenty do podpisania, rzeczy do rozliczenia, terminy do zachowania…
Czytaj więcej
Reprezentacja Polski 250 dni przed imprezą w Paryżu ma kilkunastu kandydatów do medali i choć niełatwo będzie poprawić wyniki z Tokio, to emocji powinno być więcej.
Co konkretnego można zrobić w ciągu 14 dni?
Są w mojej głowie pomysły dotyczące rozwoju sportu. Będziemy z zespołem nad nimi pracować. Mamy za sobą pierwsze posiedzenie Rady Ministrów, podczas którego zaproponowałam pewne rozwiązania do wdrożenia od 1 stycznia. Nie myli się ten, kto nic nie robi, a ja podjęłam się konkretnego wyzwania i zrobię, co w mojej mocy. Ostatnie lata pokazały, że ministerstwo naprawdę dobrze pracuje, co widać po wzroście finansowania czy inwestycjach w infrastrukturę.