Tomasz Świątek: Jesteśmy w połowie drogi

Iga nieustannie uczy się nowych rzeczy i zaskakuje mnie mądrością. Cieszę się, że zaraziłem ją konsekwencją do sportu – mówi „Rzeczpospolitej” ojciec najlepszej polskiej tenisistki Tomasz Świątek.

Publikacja: 24.07.2023 03:00

Tomasz Świątek

Tomasz Świątek

Foto: PAP/Leszek Szymański

Liderka rankingu WTA polubiła już trawę?

Niejeden kibic liczył nawet na jej zwycięstwo w Wimbledonie i chciałoby tego moje serce, ale rozum mówi coś innego. Ćwierćfinał to sukces. Pamiętajmy, że granie do końca w Roland Garros ogranicza możliwość przygotowań. Iga miała kilka treningów, zagrała turniej i po chwili była w Londynie. Cieszę się z progresu, który robi. Jest wiele elementów, które muszą się złożyć na to, aby odnieść sukces, a po drodze zdarzają się różne wydarzenia i przygody.

Czytaj więcej

BNP Paribas Warsaw Open. Polki na razie w odwrocie

Były takie przed Londynem?

Przygód nie było. Przeszkodą jest potrzeba większego ogrania na trawie. To nawierzchnia specyficzna. Jest energochłonna, nie wszyscy ją lubią, inaczej się tam biega, a piłka na każdej trawie odbija się w inny sposób. Wyjaśniało to już kilku ekspertów.

Pan czuje się ekspertem od tenisa?

Absolutnie nie. Jestem obserwatorem, nigdy nie grałem zawodowo. Widzę dobre czy złe zagrania, ale to są moje wnioski, które nie zawsze pokrywają się ze spostrzeżeniami fachowców. Czasami, kiedy coś zauważę, luźno rozmawiamy o tym z Igą. Nie próbuję jednak wchodzić w kompetencje trenerów ani być od nich mądrzejszy.

Jak dużo czasu ma pan dla córki?

Bardzo mało. Trochę więcej, kiedy uda mi się pojechać na turniej. Mamy wtedy dla siebie popołudnia czy wieczory, kiedy nie ma treningu. Możemy pójść na kolację, porozmawiać. Tego czasu jednak brakuje. Kiedy teraz wróciła do Warszawy, była na lotnisku o jedenastej. Kolejnego dnia miała swoje zajęcia. Wymieniliśmy kilka słów przelotem, wróciła wieczorem. Tak wygląda szara rzeczywistość.

Czytaj więcej

Stolica jest gotowa. Gwiazdy tenisa zagrają w Warszawie

To trudne?

Przywykłem. Iga jest przecież dorosła. Sama prowadzi samochód, załatwia swoje sprawy. Kiedy zaś jest na turnieju, a ja w domu, to po meczu do niej piszę albo nagrywam parę słów, a ona później oddzwania. Jesteśmy cały czas w kontakcie.

Jak bardzo przeżywa pan jej mecze?

Finał Roland Garros przeżywałem mocno. Bywają mecze, gdy potrafię się bardzo denerwować. Inaczej jest w domu, przed telewizorem, kiedy mogę czasem po prostu zakryć twarz, a inaczej na meczu. Siedząc na trybunie w Paryżu, miałem tętno 120, a nie wypadało mi przecież wstać i wyjść.

Łatwiej panu – jako wioślarzowi olimpijczykowi – zrozumieć to, z czym mierzy się córka?

Łatwiej zrozumieć czyjś wysiłek, jeśli kiedyś podejmowało się go samemu. Trafienie piłką w prostokąt za siatką nie jest takie proste. Czasem najlepiej zejść na ziemię, wziąć do ręki rakietę i próbować zweryfikować samego siebie. Sam uprawiałem wymagający sport. Wiem dzięki temu, czym jest wysiłek. Ja jednak wsiadałem do łodzi i musiałem włożyć całą energię w sześć minut biegu, a Idze zdarzają się mecze trwające prawie trzy godziny.

Czytaj więcej

Iga Świątek zagra w stolicy. BNP Paribas Warsaw Open coraz bliżej

Dziś w wolnym czasie woli pan wsiąść do łódki czy wyjść na kort z rakietą?

Nie wchodzę już na wodę. Jeśli mam ochotę wiosłować, to siadam na ergometrze. Mam jednak tyle dodatkowych zajęć, że nie muszę szukać nadprogramowej rozrywki.

Widząc dzisiejszą pozycję Igi, ma pan poczucie, że słowa i gesty córki mają znaczenie, mogą wpływać na ludzi i zmieniać świat?

Jest liderką światowego rankingu i ma przełożenie na innych. Wykorzystuje swój wpływ na tyle, na ile pozwala jej praca sportowa. Teraz na przykład promuje czytanie książek i zachęca do nich, recenzując je na Instagramie. Doceniam jej każde dodatkowe zaangażowanie. Nieustannie uczy się nowych rzeczy i zaskakuje mnie swoją mądrością. Nabyte dzięki temu atuty wykorzystuje w sporcie. Umie szybko wyciągać wnioski, uczy się na własnych błędach.

Stosunek do wojny w Ukrainie to efekt waszych rozmów czy jej refleksja?

To jej refleksja. Gra ze wstążką na czapce, jej poglądy są jasne – chce, aby wojna się skończyła. Niestety, po meczu z Eliną Switoliną pojawiło się wiele negatywnych komentarzy. To było krzywdzące. Nie da się jednak obok takiego tematu jak wojna stać obojętnie. Iga ma prawo do swojej opinii. I jest w tym konsekwentna. Dziejąca się w Ukrainie krzywda ludzka, o której nie wszyscy chcą mówić, powinna wybrzmiewać dobitnie.

Jakie są relacje pana córki z Aryną Sabalenką?

Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale na pewno się szanują jako zawodniczki. Nie jest też tak, że te wszystkie dziewczyny siedzą razem w szatni i spędzają tam czas towarzysko. Raczej wchodzą się tylko przebrać przed oraz po meczu czy treningu, jedynie na chwilę, i wracają do pracy ze swoim teamem.

Patrząc na Igę, z czego, jako ojciec, jest pan najbardziej dumny?

Z miejsca, do którego dotarła. Jest przecież Polką, która wygrała cztery turnieje Wielkiego Szlema. Powinniśmy to doceniać, szanować. Jestem dumny także dlatego, że skończyła szkołę, miała dobre wyniki i wciąż jest sumienna i poukładana. Dojrzała do samodzielnych wyborów. Doskonale wie, czego chce. To samo mogę powiedzieć o starszej córce. Ukończyła studia stomatologiczne, będzie dobrym lekarzem. Obie napełniają mnie dumą.

Jakie cechy ma po panu?

Zaraziłem ją konsekwencją do sportu. To powinno być ważne w życiu każdego dzieciaka. Sport kształtuje: zmusza do systematyczności, wytrwałości, uczy dążenia do celu. Każdy młody człowiek powinien go uprawiać – chociażby amatorsko. Nie namawiam do tenisa. Namawiam do aktywności. To bardzo ważne, każdy powinien się ruszać.

Iga zawsze była ułożona czy był moment, kiedy odleciała, odbiła jej woda sodowa?

Nigdy nie miałem z nią problemów wychowawczych. Zawsze była dzieckiem, które chciało rywalizować. Najpierw ze starszą siostrą, później z rywalkami na korcie. Jako dziesięciolatka namawiała: „Pojedźmy na turniej dla starszych dziewczyn, bo tu wszystkie już ograliśmy”. Zawsze szukała nowych wyzwań, to jej zostało. Pamiętam, jak wygrała juniorski Wimbledon w 2018 roku. Była szczęśliwa i wydawało się jej wręcz, że osiągnęła wszystko, ale to była chwila. Wytłumaczyłem, że to dopiero początek.

Wie pan, ile dziś ma na koncie?

Nie pytam. Mogę tylko się domyślać, ale taka wiedza nie jest mi do niczego potrzebna.

Ma pan poczucie, że gdyby była Brytyjką albo Amerykanką, to już dziś byłaby ustawiona do końca życia?

Pewnie tak – już przez samo to, że firmy są tam w stanie zaoferować większe budżety w ramach kontraktów z rodzimymi sportowcami. Wielka Brytania i Ameryka to wielkie rynki. Patrząc na wyniki niektórych zawodniczek oraz znając liczbę ich kontraktów reklamowych, śmiem twierdzić, że to też kwestia wyboru: bardziej skupiam się na sporcie czy monetyzuję pojedyncze sukcesy, maksymalnie wykorzystując zainteresowanie sponsorów.

Kariera Igi wciąż jest dopiero na początku? Bliżej jej do długowiecznych Rogera Federera oraz Rafaela Nadala czy niewykluczony jest scenariusz Ashleigh Barty, która wygrała trzy turnieje Wielkiego Szlema i jako 26-latka uznała, że tenis jest na chwilę, bo sport to nie wszystko?

Widzimy w tourze zawodniczki grające z werwą i wiarą oraz takie sprawiające wrażenie zmęczonych. Barty podobno była już sportem znużona. To rodzi pytanie, po co tak rywalizujemy: dla samego grania, dla pieniędzy, rodziny, wyniku? Mówimy o motywacji, stawianiu sobie kolejnych wyzwań. Najważniejszy jest cel – bez niego i życie nie miałoby sensu. Iga sama kiedyś powiedziała, że chciałaby zdobyć każdy tytuł wielkoszlemowy. Mogę więc powiedzieć, że jesteśmy więc w połowie drogi.

Rozmawiamy przy okazji BNP Paribas Warsaw Open. Dlaczego tegoroczny turniej jest wyjątkowy?

Zagramy na twardej nawierzchni, tzw. hard court. To korzystniejsze, bo większość zawodniczek po Wimbledonie, a przed wyjazdem do Ameryki Północnej, przestawia się właśnie na taką nawierzchnię. To istotne także dla Igi. Rok temu przejście z trawy na chwilę na ziemię było dla niej trudne. Korty wyglądają też bardzo atrakcyjnie.

Co z obsadą?

Dołączyła do niej przede wszystkim finalistka Roland Garros Karolina Muchova, która jest – obok Igi – najwyżej rozstawioną zawodniczką. Szkoda że swój udział po zwycięstwie w Wimbledonie odwołała Marketa Vondrousova, ale tyle gwiazd w turnieju takiej rangi chyba przeszłoby oczekiwania. Nie mam powodów do narzekań. Ranga się podniosła i wynika to także ze zmiany nawierzchni.

Iga jest dziś twarzą imprezy, ale chcielibyście raczej, żeby turniej sam w sobie znaczył więcej?

Nasz turniej nie jest turniejem Igi Świątek, ona jest jedynie uczestnikiem. Liczba punktów do zdobycia, czyli 280 za zwycięstwo, nie jest dla niej nadzwyczajnie kuszącą perspektywą. Impreza jest ważniejsza dla innych dziewczyn. Naszym celem od początku była pomoc polskim zawodniczkom w awansie rankingowym. Bardzo kibicowałem im rok temu i podobało mi się, jak dzielnie walczyła na kortach w Warszawie Maja Chwalińska. Teraz – oprócz Igi – w turnieju wystąpi na pewno właśnie ona oraz Weronika Ewald. Polska obsada jest w tym roku skromniejsza.

Dlaczego nie ma innych?

Nie mam na to wpływu. Nie znam planów innych polskich tenisistek, ale musiały mieć swoje powody. Żałuję i chciałbym aby – mając taki jeden turniej w roku – kibice mogli zobaczyć więcej naszych zawodniczek. Jak przystało na święto polskiego tenisa.

Ile kosztuje organizacja?

Budżet turnieju to około 6 mln złotych. Obejmuje pulę nagród, licencję oraz samą organizację.

Zawody rangi WTA 250 to szczyt możliwości?

Organizacja turnieju WTA 500 kosztuje dwa razy więcej. Nie wiemy, jak będzie wyglądała reforma cyklu, o której sporo się ostatnio spekuluje. Pytanie, czy w ogóle potrzebujemy turnieju wyższej rangi. Chyba niekoniecznie, bo ograniczyłoby to nam swobodę i skróciło drabinkę dla zawodniczek z dalszych miejsc, co utrudniłoby wsparcie dla Polek. Obecny format uważam za odpowiedni.

Turniej WTA Paribas Warsaw Open potrwa od 24 do 30 lipca. Impreza odbywa się na kortach Legia Tenis & Golf przy Myśliwieckiej 4. Transmisje w TVP Sport

Liderka rankingu WTA polubiła już trawę?

Niejeden kibic liczył nawet na jej zwycięstwo w Wimbledonie i chciałoby tego moje serce, ale rozum mówi coś innego. Ćwierćfinał to sukces. Pamiętajmy, że granie do końca w Roland Garros ogranicza możliwość przygotowań. Iga miała kilka treningów, zagrała turniej i po chwili była w Londynie. Cieszę się z progresu, który robi. Jest wiele elementów, które muszą się złożyć na to, aby odnieść sukces, a po drodze zdarzają się różne wydarzenia i przygody.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków