Ten przekaz to efekt zorganizowanego przez Brytyjczyków spotkania przedstawicieli rządów 35 państw. Stanowisko jest jasne: „nie” dla sportowców z państw-agresorów. Minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk przekazał, że z koalicji wyłamali się jedynie Francuzi, Grecy oraz Japończycy, choć mer Paryża Anne Hidalgo oznajmiła niedawno, że występu Rosjan i Białorusinów na igrzyskach sobie nie wyobraża, co pokazuje, że klimat u gospodarzy przyszłorocznej imprezy także się zmienia.
Uczestnicy spotkania nie zagrozili jednocześnie bojkotem wydarzenia. - Uważamy, że nie będzie takiej potrzeby, bo stanowisko wszystkich krajów jest jednomyślne - mówi „Reutersowi” litewska minister edukacji, nauki i sport Jurgita Siugżdiniene.
Czytaj więcej
To ważne, że Polacy są przeciwni startowi reprezentacji Rosji i Białorusi w igrzyskach w Paryżu. Problem jednak w tym, jak przekonać do tego świat, a przynajmniej Europę.
Bortniczuk uważa, że jedynym kompromisem mogłoby być pozwolenie Rosjanom oraz Białorusinom na olimpijski występ pod flagą reprezentacji uchodźców. Taki przywilej otrzymaliby jednak wyłącznie dysydenci, a więc ci sprzeciwiający się władzy. To propozycja, którą można postrzegać jako odpowiedź na apel białoruskich sportowców, którzy zaproponowali „Deklarację Antywojenną”, na podstawie której tamtejsi zawodnicy mogliby zostać dopuszczeni do międzynarodowej rywalizacji.
Udział w spotkaniu wziął prezydent Ukrainy Wołodymir Zełeński, który zwrócił uwagę na 228 sportowców oraz trenerów, którzy zginęli podczas działań wojennych od momentu rozpoczęcia inwazji i skrytykował Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl).