Sport w mocnym uścisku dyktatorów

Rok 2022 był w sporcie czasem brudnych kompromisów. Naznaczyła go napaść Rosji na Ukrainę oraz wielkie imprezy organizowane przez autokratów – zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie i piłkarski mundial w Katarze.

Publikacja: 30.12.2022 03:00

Emir Kataru Tamim bin Hamad al-Sani i przywódca Rosji Władimir Putin

Emir Kataru Tamim bin Hamad al-Sani i przywódca Rosji Władimir Putin

Foto: kremlin.ru

Dwa najważniejsze wydarzenia ugościły Chiny oraz Katar. Pekin był gospodarzem zimowych igrzysk, a na przedmieściach oraz w centrum Dauhy piłkarze rozegrali mundial. To dowód, że mapa sportu się zmienia, że podąża on za pieniądzem i dyktaturą. Wielkie imprezy łatwiej organizować tam, gdzie nie ma demokracji i o wszystkim decyduje jeden człowiek.

Xi Jinping, zanim na zjeździe Komunistycznej Partii Chin sięgnął po trzecią kadencję w roli sekretarza generalnego, czyli po władzę absolutną, wizytował obiekty olimpijskie i odbył podczas igrzysk kilkadziesiąt spotkań z zagranicznymi dyplomatami. Później, w trakcie mundialu, ściskał dłoń emira Tamima bin Hamada al-Saniego, bo jego kraj podpisał właśnie z Katarem 60-miliardowy kontrakt na dostawy gazu.

Czytaj więcej

Mundial. Spektakl starannie wyreżyserowany

Panowie spotkali się w Rijadzie, choć pięć lat temu to Saudyjczycy zorganizowali gospodarczą oraz dyplomatyczną blokadę Kataru. Dziś Tamim macha już saudyjską flagą i siedzi w loży honorowej z księciem koronnym Mohammedem bin Salmanem, który coraz skuteczniej zaciera wizerunek człowieka odpowiedzialnego za poćwiartowanie opozycyjnego dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego.

Adwokaci reżimów

Dauhę podczas mundialu odwiedzali przywódcy Węgier, Francji, Chorwacji, Palestyny, Kosowa, Turcji czy Egiptu. Dwaj ostatni uścisnęli sobie dłonie, choć relacje między oboma krajami przez lata były napięte, momentami nieistniejące. Recep Erdogan i Abdel Fattah al-Sisi po spotkaniu w Katarze zapowiedzieli jednak odbudowę dobrych stosunków, a na ich wspólnym zdjęciu w tle – niczym demiurg dyplomacji – błyszczał szeroko uśmiechnięty emir Tamim.

Chińczycy oraz Katarczycy korzystają z możliwości, które otwiera sport. Wielkie imprezy były dla nich przede wszystkim demonstracją siły. Xi zorganizował teatr dla własnych obywateli, bo Chiny nie potrzebują już dziś międzynarodowego uznania. Emir Tamim pokazał światu Katar jako centrum innowacji i dyplomacji, krainę gościnności.

Chińczycy i Katarczycy traktują sport jako narzędzie swojej globalnej polityki

Igrzyska oraz mundial zorganizowały państwa bez demokracji i wolnych mediów, niedbające o prawa człowieka. Znicz olimpijski zapaliła Ujgurka Dinigeer Yilamujiang, choć Pekin torturuje jej rodaków w obozach pracy przymusowej w Sinciangu. Piłkarze podczas mundialu grali na stadionach zbudowanych na krzywdzie robotników z krajów Trzeciego Świata, którzy przez lata budowali je w morderczych warunkach za groszowe stawki.

Przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) Thomas Bach podczas ceremonii zamykającej igrzyska w Pekinie ciepło dziękował gospodarzom, a szef Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) Gianni Infantino oznajmił na zakończenie mundialu w Katarze, że zobaczyliśmy najlepszy turniej w dziejach.

Obaj już dawno udowodnili, że są adwokatami potężnych i klękają przed reżimami. Infantino, zanim wybrzmiał pierwszy gwizdek mundialu, przekonywał o swojej nieograniczonej empatii wyniesionej z dzieciństwa, gdy rówieśnicy prześladowali go jako rudego, piegowatego imigranta. Perorował, że czuje się Katarczykiem, Arabem, Afrykaninem, gejem, niepełnosprawnym, a także pracownikiem-migrantem. Piętnował Zachód i chciwość wielkiego biznesu, jakby nie rozumiał, że naraża się na kpiny.

Rosja na bocznym torze

Infantino potwierdził, że jest jeszcze bardziej cyniczny niż Bach, choć czuliśmy to już po napaści Rosji na Ukrainę. FIFA początkowo przeszła nad tym do porządku dziennego. Zdążyła nawet uznać rosyjski za oficjalny język urzędowy, a za ingerencję władz państwowych w zarządzanie federacjami ukarała Zimbabwe i Kenię. Rosjan na boczny tor odsunęła dopiero w odpowiedzi na rekomendację MKOl.

Wojna w Ukrainie podzieliła sportowy świat. Zwolennicy bezwarunkowego wyrzucenia Rosjan z międzynarodowej rywalizacji – flagi i hymnu nie mieli oni już w Pekinie, wówczas jeszcze za dawne, dopingowe grzechy – ścierali się z tymi, którzy apelowali, aby nie karać niewinnych za Władimira Putina. Nie wszyscy rosyjscy sportowcy byli jednak bez skazy. Niektórzy bez skrupułów uczestniczyli w prowojennych koncertach i demonstracjach.

Różne podejście do Rosjan i Białorusinów najjaśniej zobaczyliśmy w tenisie, gdzie jako jedyny z listy uczestników skreślił ich Wimbledon, a organizacje rządzące tym sportem (kobiety – WTA i mężczyźni – ATP) zareagowały nieprzyznawaniem punktów do rankingu za turniej na londyńskich trawnikach. Dziś Rosjanie w większości dyscyplin są, choć rywalizują bez flagi i hymnu. Bezwzględnie zawieszono ich głównie w sportach zespołowych – rządzący rosyjskim futbolem zastanawiają się nawet nad przystąpieniem do federacji azjatyckiej.

Czytaj więcej

FIFA i kultura korupcji

Sytuacja może się zmienić niebawem, bo w wielu dyscyplinach zaczynają się kwalifikacje do letnich igrzysk w Paryżu (2024). – Nigdy nie chcieliśmy wykluczać sportowców z rywalizacji na podstawie ich paszportów. Ruch olimpijski powinien być siłą jednoczącą, a nie dzielącą – przekonuje dziś Bach, zapowiadając, że chciałby ponownie otworzyć drzwi dla Rosjan oraz wspierających ich Białorusinów.

Zdania są jednak podzielone. Stanowisko, podobnie jak Bach, zmienili Amerykanie, którzy także chcą szukać możliwości powrotu do sportowej rywalizacji indywidualnych sportowców z Rosji. Sygnał dali już podczas US Open, dopuszczając Rosjan. Szef lekkoatletycznej World Athletics Sebastian Coe też nie popiera zbiorowego wykluczenia Rosjan, ale przynajmniej mówi jasno, że receptę na rehabilitację rodaków Putina widzi jedną: – Muszą opuścić Ukrainę.

Mnożą się pytania o powrót Rosjan do łask, choć niektórzy z nich przecież wcale nie ucierpieli z powodu wojny. Królem na szachownicy pozostał Arkadij Dworkowicz – były wicepremier w rządzie Dmitrija Miedwiediewa – który w wyborach na szefa światowej federacji FIDE pokonał Ukraińca Andrija Barszipolca. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow odebrał to jako prestiżowy triumf.

Dworkowicz wygrał walkę o reelekcję przede wszystkim dlatego, że – także według przedstawicieli europejskich federacji – pchnął dyscyplinę na nowe tory: wprowadził nowoczesne zarządzanie, nawiązał też relacje z wielkim biznesem.

Najważniejszym argumentem Umara Kremlowa – to protegowany Putina – w walce o prezesurę Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu Amatorskiego (IBA) było wsparcie Gazpromu.

Czytaj więcej

Mirosław Żukowski: Katar może wszystko

Dziś boksowi grozi wykluczenie z rodziny olimpijskiej. Sportu tego nie ma w programie igrzysk w Los Angeles (2028), a niepewna pozostaje jego obecność nawet w Paryżu (2024). Kremlow wygrał wybory na szefa IBA, choć do ich powtórzenia – mimo wyroku Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS) – nie dopuszczono jego rywala, Holendra Borisa van der Vorsta.

Federacja zniosła już zakaz występów Rosjan i Białorusinów pod krajowymi flagami, sprzeciwiając się wytycznym MKOl, a niedawno przedłużyła intratny kontrakt z Gazpromem. W reakcji władze ruchu olimpijskiego zagroziły wyrzuceniem bokserów z igrzysk w Paryżu. Bach dość nieoczekiwanie poszedł na zwarcie. Wynik tej konfrontacji może być kluczowy dla autorytetu i przyszłości MKOl, wciąż najbogatszej pozarządowej organizacji świata.

Ważny test czeka też system antydopingowy, do którego chce wrócić rosyjska agencja (RUSADA). Przeszkodą może być wciąż nierozwikłana sprawa dopingu nieletniej łyżwiarki Kamili Walijewej z igrzysk w Pekinie. Oby świat o niej nie zapomniał, tak jak zapomniał o chińskiej tenisistce Shuai Peng. Jej zniknięcie było jednym z najważniejszych tematów przed igrzyskami w Pekinie. Dziś „gdzie jest Shuai Peng?” nie pyta prawie nikt, choć wolności raczej nie odzyskała.

Czas na Saudyjczyków

Polityka przenika dziś sport bardziej niż kiedykolwiek. Pieniądz zmienia układ sił, a nie ma on narodowych barw. Czołowe kluby angielskiej Premier League to już niemal piłkarska NBA. Mają wśród właścicieli nie tylko fundusze amerykańskie, ale także powiązane z władzami Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Arabii Saudyjskiej, a finał mundialu był pojedynkiem Lionela Messiego z Kylianem Mbappe, którzy grają dla katarskiego Paris Saint-Germain.

Czytaj więcej

Sportowe pranie brudów

Igrzyska w Pekinie oraz mundial w Katarze sprawiły, że oswajamy się z rzeczami, które jeszcze niedawno wydawały się niewyobrażalne. Kolejne letnie igrzyska będą wprawdzie organizowały Paryż, Los Angeles i Brisbane, ale świat Zachodu odzyska je raczej na krótko ze względu na rosnące koszty: finansowe oraz ekologiczne. Saudyjczycy – monarchia absolutna torturująca więźniów politycznych, prowadząca krwawą wojnę w Jemenie – planuje nawet organizację zimowych Igrzysk Azjatyckich. To perspektywa, która już nie dziwi ani nie odrzuca, skoro Arabowie gościli Superpuchary Włoch i Hiszpanii, hit bokserskiej wagi ciężkiej Andy Ruiz – Anthony Joshua, Rajd Dakar oraz wyścig Formuły 1, a kupione przez nich wiosną Newcastle United pręży muskuły na podium Premier League.

Adwokatem saudyjskiej sprawy jest chociażby grający tam Grzegorz Krychowiak, który przed mundialem przekonywał, że większych problemów w życiu codziennym nie widzi. Rekordowy kontrakt w tamtejszej lidze miał podpisać Cristiano Ronaldo. Twarzą saudyjskiej oferty turystycznej został Leo Messi, czyli być może najwybitniejszy gracz w dziejach futbolu.

To oznacza, że sport nieuchronnie ciąży ku Zatoce Perskiej i w przyszłym roku dostaniemy zapewne kolejne tego dowody.

Dwa najważniejsze wydarzenia ugościły Chiny oraz Katar. Pekin był gospodarzem zimowych igrzysk, a na przedmieściach oraz w centrum Dauhy piłkarze rozegrali mundial. To dowód, że mapa sportu się zmienia, że podąża on za pieniądzem i dyktaturą. Wielkie imprezy łatwiej organizować tam, gdzie nie ma demokracji i o wszystkim decyduje jeden człowiek.

Xi Jinping, zanim na zjeździe Komunistycznej Partii Chin sięgnął po trzecią kadencję w roli sekretarza generalnego, czyli po władzę absolutną, wizytował obiekty olimpijskie i odbył podczas igrzysk kilkadziesiąt spotkań z zagranicznymi dyplomatami. Później, w trakcie mundialu, ściskał dłoń emira Tamima bin Hamada al-Saniego, bo jego kraj podpisał właśnie z Katarem 60-miliardowy kontrakt na dostawy gazu.

Pozostało 93% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Sport
Jagiellonii i Legii sen o Wrocławiu
Sport
Tadej Pogacar silny jak nigdy
Sport
PKOl i Radosław Piesiewicz pozwą ministra Sławomira Nitrasa
Sport
Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym. Katarzyna Niewiadoma wśród gwiazd
Sport
Radosław Piesiewicz ripostuje. Prezes PKOl zyskał na czasie