Zapamiętałem, niestety, takie umieranie na stojąco zafundowane telewizyjnej widowni. Jednocześnie co i rusz autentycznie zachwycony odbieram informacje dotyczące tej samej Agnieszki i niewyobrażalnych u nas dotychczas jej sukcesów turniejowych oraz rankingowych.
Z wyników Polki możemy być dumni, a długa lista pokonanych już przez nią gwiazd potwierdza, że nie ma tu mowy o przypadku. Pojawiają się oczywiście próby tłumaczenia jej zwycięstw poprzez np. łut szczęścia, kontuzję rywalki czy słabą formę, ale trzeba je między bajki włożyć. Reguły zabawy są proste: skoro jesteś w stanie wyjść na kort, to znaczy, że przyjmujesz warunki i akceptujesz wynik.
Agnieszka Radwańska do szczytu ma teraz blisko, ale wiadomo, że przeskakiwanie ostatnich rankingowych szczebli będzie bardzo trudne. Na razie Polka swoje fantastyczne 19. miejsce na świecie okupiła występem, który spowodował lawinę środowiskowych tłumaczeń. Podskoczyła temperatura dyskusji na internetowych forach. Czytałem napisane z pasją wyjaśnienia, że „ona jest dużo lepsza, niż to wynikało z telewizyjnego obrazka”.
Z publiczną oceną właśnie stylu gry Agnieszki będą chyba największe problemy. Tenis w wykonaniu polskiej rakiety nr 1 jest dla wielu niezrozumiały, ludzie nie pojmują, dlaczego ona wygrywa i skąd się nagle wzięły jej sukcesy. Na korcie oglądamy młodą osobę obdarzoną genialną – jak na potrzeby tej dyscypliny – psychiką, niepowtarzalnym wyczuciem sytuacyjnym i bardzo już bogatym repertuarem technicznym, ale z ciągle za słabą kondycją, sprawnością ogólną, a zwłaszcza siłą.
W tych ostatnich trzech elementach widać poprawę, ale wobec zadań, jakie czekają zawodniczkę drugiej dziesiątki na świecie, chyba wciąż jest ona niedostateczna. Jeśli to się nie zmieni, nawet pojedynki wygrane będą sprawiały u większości patrzących wrażenie wymęczonych. Idąc dalej tą drogą, kibicowskich dusz zdobyć się raczej nie da i o umowy sponsorskie też będzie trudniej.