Reklama
Rozwiń

Poszukiwania winnych zawieszono

Po śmierci gruzińskiego saneczkarza była minuta ciszy, ale potem olimpijskie zawody ruszyły swoim rytmem

Publikacja: 15.02.2010 02:58

Wayne Gretzky rozpalił płomień na stadionie BC Place i pobiegł do znicza przy nabrzeżu. Tam ogień bę

Wayne Gretzky rozpalił płomień na stadionie BC Place i pobiegł do znicza przy nabrzeżu. Tam ogień będzie płonął do końca igrzysk

Foto: PAP/EPA

Szef MKOl Jacques Rogge podczas ceremonii otwarcia z trudem powstrzymywał płacz, gdy KD Lang śpiewała cohenowskie „Hallelujah” dedykowane Nodarowi Kumaritaszwilemu. Pamięć 21-letniego saneczkarza, który zabił się podczas treningu, uczczono minutą ciszy, flagi olimpijskie zostały opuszczone do połowy masztu.

Igrzysk ten wypadek jednak nie zatrzymał, bo nie mógł. Nawet gruzińscy sportowcy, choć zapłakani i w szoku, nie zrezygnowali ze startu ani z udziału w ceremonii. Wyszli na stadion z czarnymi opaskami i szalikami.

Zawody saneczkarzy też ruszyły o czasie, choć po zmianach na torze. Ostatni zakręt, z którego Kumaritaszwili – syn prezesa gruzińskiej federacji saneczkarskiej – został podczas treningu wyrzucony poza tor, na słup podtrzymujący dach, jest teraz inaczej wyprofilowany, zamontowano tam też osłonę.

Tor nie jest już tak mocno schłodzony, dzięki temu saneczkarze jadą wolniej. Aby jeszcze bardziej ograniczyć prędkość, skrócono przejazdy. Mężczyźni startowali z tego miejsca, z którego miały zaczynać kobiety, a panie zaczną tam, gdzie zwykle jest miejsce startu dla juniorów.

Poszukiwanie winnych wypadku Gruzina zawieszono, bo trzeba było zaczynać zawody. Na razie obowiązuje wersja, że to był błąd niedoświadczonego zawodnika, w pechowych okolicznościach. Wprawdzie saneczkarze od dwóch lat mówili, że tor w Whistler jest zbyt szybki i niebezpieczny, a jeden z zakrętów nazwali „fifty-fifty”, bo tak oceniali ryzyko wywrotki, ale oficjele odpowiadają, że ryzyko jest w ten sport wpisane. I w całe zimowe igrzyska. Kumaritaszwili był już czwartą ich ofiarą. Podczas letnich igrzysk, mimo ich dłuższej historii, zmarło podczas treningów lub startów tylko dwóch sportowców.

Po pierwszym olimpijskim weekendzie wiadomo, że bardziej od nart czy łyżew przydają się w Vancouver parasol i płaszcz przeciwdeszczowy. Zjazd mężczyzn przeniesiono z soboty na poniedziałek, kombinację alpejską kobiet na razie odwołano, bo trasy w Whistler Creekside się topią i nie udało się przeprowadzić treningów.

Podczas ceremonii otwarcia igrzysk prezentowały się cztery kanadyjskie plemiona Indian, show podzielono na części według czterech pór roku. I tylko totemy, które na koniec utworzyły palenisko olimpijskiego ognia, były trzy, bo czwarty zaciął się i nie wysunął spod płyty. Wokół paleniska stanęły cztery legendy kanadyjskiego sportu.

Koszykarz Steve Nash, alpejka Nancy Greene, hokeista Wayne Gretzky i panczenistka Catriona LeMay-Doan i to właśnie ona nie doczekała się na swoje polano.

Ogień zapalił Gretzky, jak wszyscy się spodziewali. Zaskoczeń było zresztą podczas tej ceremonii niewiele. Jej scenariusz pisano nie z myślą o tym, by przebić pekińską fetę z 2008 roku, bo jej pobić się nie dało. Postawiono na bardziej dyskretny urok.

Podczas ceremonii i w sobotę w mieście protestowali przeciwnicy igrzysk, doszło do starć z policją, zatrzymano kilka osób. Anarchiści zapowiadają protesty do końca igrzysk.

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku