Charlotte Kalla nie ma watpliwości, kto jest faworytem. – Justyna jest najmocniejsza, ale będę z nią walczyć do upadłego – obiecuje. Szwedka wygrała z Polką na tym dystansie podczas zawodów Pucharu Świata w Canmore, wielu twierdzi nawet, że to właśnie ona może zdobyć złoty medal, ale kandydatek do zwycięstwa jest więcej.
Chociażby Norweżka Marit Bjoergen, która rozpoczęła sezon znakomicie, a później wyłączyła się z najważniejszych startów, szykując szczyt formy na igrzyska.
Petra Majdić, wiceliderka Pucharu Świata, nie nastawia się na 10 km stylem łyżwowym. Twierdzi, że będzie o niej głośno w sprincie i najdłuższym biegu na 30 km. Słowenka mówi głośno, jest pewna siebie, ale gdy pada pytanie o Kowalczyk, nie ma wątpliwości, że to nasza biegaczka powinna zostać królową igrzysk. Kiedy słyszy, że zdaniem Polki trasy są zbyt łatwe i faworyzują inne zawodniczki, od razu przerywa: Chyba biegałam po innych trasach. Być może Justyna nie widzi górek, które tu są. To nie jest wcale tak łatwa trasa. Do tego warunki atmosferyczne będą sprzyjać takim silnym dziewczynom jak ona. Mokry śnieg bardzo utrudnia bieganie, do tego być może zacznie padać, prognozy nie są bowiem najlepsze – twierdzi Majdić, najlepsza sportsmenka Słowenii.
Aleksander Wierietielny ma jednak swoje zdanie na temat tras w Whistler Park. – Każdy może po nich przejść na nartach i się nie zmęczy. Ta trasa nie powinna dostać homologacji, jest zbyt łatwa dla czołowych biegaczek. A igrzyska mają przecież wyłonić najlepszych – mówi wyraźnie zdenerwowany.
Trener Justyny Kowalczyk lubi ponarzekać. Nie tylko na trasę, którą uważa za turystyczną, ale na fakt, że mieszkają w wiosce olimpijskiej, choć jego zdaniem powinni poza nią.