[link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/04/02/odlecial-trzeci-orzel/]Skomentuj na blogu[/link]
Kiedy Kazimierz Górski powołał Guta do kadry na igrzyska w Monachium (1972), wszyscy pukali się w czoło, a działo się to przed mistrzostwami świata w Niemczech, kiedy trener jeszcze nie był tym kochanym przez wszystkich panem Kazimierzem. Nasze wątpliwości brały się stąd, że Gut, 23-letni piłkarz Odry Opole, nie był, delikatnie mówiąc, mistrzem techniki. Pokonywał setkę w 10,9 sekundy, wzwyż skakał 185 cm, a jego rekord życiowy w skoku w dal wynosił 7,10 m. Miał ponad 180 cm wzrostu i nadawał się raczej na dziesięcioboistę. W dodatku nie pił i nie palił, kiedy grał w Promieniu Żary, na mecze dojeżdżał rowerem 25 kilometrów z rodzinnych Wymiarek. W sumie – oryginał. Ale Górski, jak to Górski. Kiedyś powiedziano mu, że w Mielcu jest chłopak szybszy od piłki, który nim pomyśli, to już kopnie. Nic ciekawego. Pan Kazimierz powiedział: To ja zobaczę. I zobaczył Grzegorza Latę. Z Gutem było podobnie.
Górski zabrał go na igrzyska i wystawił w pomocy w meczu z NRD. Niemcy znani byli ze skrupulatności, wiedzieli nawet, na którym boku leży Włodzimierz Lubański o czwartej nad ranem. I nagle wybiegł przeciw nim piłkarz, którego zachowanie nie mieściło się w żadnym ze schematów.
Zbigniew Gut, zwany „Winnetou”, był w tym meczu teoretycznie prawym pomocnikiem, ale zachowywał się tak, jakby przez 90 minut szukał dla siebie pozycji. Biegał po całym boisku, nie dając żadnemu Niemcowi szansy na skuteczny atak, bo ci nie bardzo wiedzieli, kto ma go pilnować. A przy tym w ogóle się nie męczył. Niemcy pogłupieli do tego stopnia, że przegrali 1:2 po dwóch golach środkowego obrońcy Jerzego Gorgonia. Mógł on zapędzać się pod bramkę rywali, bo wiedział, że w razie czego na jego pozycji będzie Gut. Dla Niemców to on wcale nie był gut.
Dwa lata później, podczas mistrzostw świata, Gut zagrał ze Szwecją zamiast Adama Musiała. Potem przeszedł do Lecha Poznań, gdzie nie zrobił kariery, ale przez pięć sezonów był solidnym i lubianym obrońcą. Klubów francuskich nie podbił, trenerem też nie został.