Luiz Felipe Scolari, lek na kryzys Brazylii

Jedenaście lat temu twardą ręką prowadził Brazylię do mistrzostwa świata. Gdy trzeba, potrafi przyłożyć piłkarzowi. Teraz, kilkanaście miesięcy przed domowym mundialem, chce przywrócić blask canarinhos

Publikacja: 05.01.2013 00:01

Luiz Felipe Scolari, lek na kryzys Brazylii

Foto: Creative Commons Uznanie Autorstwa 3.0

Drużynę przejmuje w podobnych okolicznościach co w 2001 roku. Wtedy niepewną awansu na mundial, dziś nie potrafiącą od ponad dwóch lat wygrać meczu z silnym rywalem. Wygwizdywaną przez kibiców, ale tak samo pełną młodych i utalentowanych zawodników. – Jeśli komuś nie podoba się mój reżim treningowy, niech lepiej poszuka sobie innego zajęcia albo pójdzie pracować do banku – ostrzega.

W kraju dwustu milionów selekcjonerów łatwego życia mieć nie będzie. Ale Scolari nigdy nie bał się odważnych decyzji. Nie zabierając do Korei i Japonii Romario, który w 1994 roku dał Brazylii mistrzostwo świata, naraził się na gniew kibiców. – Rozumiem ich, ale uważam, że podjąłem właściwą decyzję. Wolę być kozłem ofiarnym i pracować po swojemu niż na czyichś warunkach – tłumaczył Scolari. – Czy zatrudniłem ochroniarzy? Kiedy idę do banku czy wychodzę z domu z rodziną, nie potrzebuję obstawy. Każdy wie, gdzie mieszkam i gdzie można mnie spotkać. Zdaję sobie sprawę, że jeśli nie wygram, będę martwy.

O krytykującym jego wybory Pele mówił, że nie zna się na futbolu. Piłkarzom rozdał „Sztukę wojny" Sun Tzu i zabronił uprawiania seksu. Wrócił z Azji z pucharem, a Ronaldo z tytułem króla strzelców. Sześć tygodni później zrezygnował ze stanowiska. Chciał poświęcić więcej czasu rodzinie. Ale już w następnym roku prowadził Portugalię, przygotowującą się do mistrzostw Europy przed własną publicznością. Awansował z nią do finału, przegrał z Grekami. Dwa lata potem na mundialu w Niemczech zajął z nią czwarte miejsce.

Eliminacje Euro 2008 Portugalia skończyła w grupie za Polską, a Scolari trzy mecze obejrzał z trybun. Uderzył Ivicę Dragutinovicia, bo twierdził, że serbski piłkarz obraził jego rodzinę. – Jak każdy jestem niedoskonały – przepraszał trener wyglądem przypominający kowboja i nie rozstający się z dresem. Sprawy zawsze lubił załatwiać po męsku. Kiedy w 2001 roku podczas Copa America został odesłany na trybuny, przed telewizyjnymi kamerami zwrócił się do sędziego: „Czekam na ciebie na zewnątrz, kolego".

Na mistrzostwa do Austrii i Szwajcarii Portugalia pojechała, doszła do ćwierćfinału, a Scolari jeszcze w trakcie turnieju negocjował kontrakt z Chelsea. Nie ukrywał, że skusiły go wielkie pieniądze. – Mam 59 lat, nie chcę pracować do 70. Taką propozycję dostaje się tylko raz w życiu i trzeba ją przyjąć – wyjaśniał. W Londynie miał zarabiać 5 mln funtów rocznie, zrobić porządek w drużynie i odebrać tytuł Manchesterowi United. Został zwolniony przez Romana Abramowicza już po ośmiu miesiącach. A zapowiadał, że nie wpuści Rosjanina więcej do szatni. – Ktokolwiek będzie tam trenerem, przeżyje piekło – powtarzał później. – Michael Ballack, Petr Cech i Didier Drogba nie akceptowali moich metod szkoleniowych, podważyli mój autorytet.

Duże pieniądze znalazł też w Uzbekistanie. Sprowadził tam nawet Rivaldo, ale w najbogatszym klubie w kraju, Bunyodkorze Taszkient, wytrzymał tylko rok. – Myślę o powrocie do Europy, ale do jakiegoś dobrego zespołu, a nie takiego, w którym walczy się o czwarte miejsce – mówił. Wrócił, ale do Brazylii. Z Palmeiras zdobył krajowy puchar, z posady strąciły go jednak słabe wyniki w lidze. W listopadzie Scolari skończy 65 lat. Po mundialu w Brazylii pewnie przejdzie na emeryturę. Albo jako narodowy bohater, albo jako wróg publiczny.

Drużynę przejmuje w podobnych okolicznościach co w 2001 roku. Wtedy niepewną awansu na mundial, dziś nie potrafiącą od ponad dwóch lat wygrać meczu z silnym rywalem. Wygwizdywaną przez kibiców, ale tak samo pełną młodych i utalentowanych zawodników. – Jeśli komuś nie podoba się mój reżim treningowy, niech lepiej poszuka sobie innego zajęcia albo pójdzie pracować do banku – ostrzega.

W kraju dwustu milionów selekcjonerów łatwego życia mieć nie będzie. Ale Scolari nigdy nie bał się odważnych decyzji. Nie zabierając do Korei i Japonii Romario, który w 1994 roku dał Brazylii mistrzostwo świata, naraził się na gniew kibiców. – Rozumiem ich, ale uważam, że podjąłem właściwą decyzję. Wolę być kozłem ofiarnym i pracować po swojemu niż na czyichś warunkach – tłumaczył Scolari. – Czy zatrudniłem ochroniarzy? Kiedy idę do banku czy wychodzę z domu z rodziną, nie potrzebuję obstawy. Każdy wie, gdzie mieszkam i gdzie można mnie spotkać. Zdaję sobie sprawę, że jeśli nie wygram, będę martwy.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?