W Brazylii nie ważcie się tego powiedzieć, w Argentynie nie ważcie się tak pomyśleć, ale był na świecie piłkarz, który może miał większy talent niż Pele i Diego Maradona czy Leo Messi. Nazywa się Michael Laudrup i urodził się we Frederiksbergu - zwykłym, duńskim mieście trochę na zachód od Kopenhagi.
Nudnym, bogatym i czystym jak tylko może być miasto pełne kupców, zapatrzone w handel i drobny przemysł. Hanzeatyckie z ducha i mieszczańskie z wyglądu. To tam Laudrup się wpasował w garnitury i nauczył nosić grzywkę na bok, jak wzorowy bankowiec. Biedy tam nie było nigdy i Johan Cruyff mówi, że to mu zaszkodziło.
Bo gdyby wyszedł z nędzy tak jak brazylijscy albo argentyńscy piłkarze, gdyby widział, że futbol to jego jedyna droga do chleba, to miałby w sobie ten ogień i pazerność, której mu nieraz brakowało. On wolał być elegancki i spokojny. Nie chodziło o to, żeby znaleźć najłatwiejszą drogę do bramki. Chodziło o to, żeby znaleźć najpiękniejszą. A że przy okazji była to droga, po której nikt inny nawet nie pomyślał, żeby iść - to tym lepiej.
Pasował jak nikt inny do Barcelony, którą sobie Cruyff wymarzył: pięknej i zwycięskiej, ale przede wszystkim pięknej. Laudrup dostawał piłkę, albo ją sam zabierał, a potem zaczynał taniec: piłka z prawej nogi na lewą, potem jakiś obrót, szybkie spojrzenie i podanie. Tam, gdzie nikt się nie spodziewał i żaden z rywali nawet nie spojrzał. I zawsze idealnie w to miejsce, gdzie potrzeba, żeby kolega nie musiał gonić, albo zwalniać biegu.
To on stworzył Christo Stoiczkowa i Ivana Zamorano (już w Realu Madryt), dwóch wielkich napastników, którym chętnie rozdawał prezenty. Był błogosławieństwem dla Cruyffa, ale też przekleństwem ze swoją ciągłą rezerwą, wycofaniem i brakiem odporności na krytykę. Nie można mu było nic powiedzieć, bo natychmiast brał wszystko do siebie, a przecież Cruyff lubi gadać i lubi wytykać błędy. I nie zawsze uważa na to, co pomyślą inni, jeśli piękno wymaga ofiar. Niestety, Laudrup nie był taki jak Stoiczkow, który wysłuchał, bo musiał, a potem strząsał z siebie uwagi i więcej o nich nie myślał.