„Rz”: Nagrody za medale w Pekinie są rekordowo wysokie. Wierzy pan, że będzie komu je wypłacać?
Piotr Nurowski: Kiedy zostawałem prezesem, obiecałem, że nie będę się bawił w medalowe przewidywania. PKOl to nie jest komisja planowania. Mogę mówić o tym, co jest: w 2007 roku w konkurencjach olimpijskich zdobyliśmy 20 medali mistrzostw świata, w tym pięć złotych. Ale wiadomo, że tego nie da się powtórzyć na igrzyskach, bo wszystko musiałoby pójść idealnie.
W Atenach na każdym kroku było rozczarowanie. A to kajak za ciężki, a to koń zbyt narowisty...
Teraz mamy specjalny sztab olimpijski stworzony przez Ministerstwo Sportu i PKOl. Powstał on m.in. po to, żeby nikt po igrzyskach nie narzekał, że coś ze sprzętem było nie tak. Ciężarowcy mówią, że w Pekinie będą inne sztangi niż te, którymi trenują? Proszę bardzo, kupujemy takie, jakie chcą. Nikt z kadry olimpijskiej nie może też dziś narzekać, że pieniędzy jest za mało. Rząd wydaje na sport dwa czy nawet trzy razy więcej niż przed Atenami. Nowy minister sportu już obiecał, że w przyszłym roku przeznaczy dodatkowo ok. 50 milionów tylko na przygotowania olimpijskie: zgrupowania i opiekę medyczną. Nie brakuje nawet ptasiego mleka, nic tylko pracować. Będziemy wymagać od naszych olimpijczyków, żeby walczyli, poprawiali rekordy życiowe, nie zadowalali się średniactwem.
Dlatego premie będą tylko dla medalistów?