Reklama

Szwajcarska dolina gorzkich łez

Mecz otwarcia: Szwajcarzy chcieli grać w piłkę, Czesi tylko czekali na ich błąd. Wygrali 1:0 i może nawet osiągną coś w tych mistrzostwach, ale serc neutralnych kibiców raczej nie podbiją

Publikacja: 09.06.2008 00:28

Szwajcarska dolina gorzkich łez

Foto: AFP

Przez miejsce, w którym dziś jest stadion i park Świętego Jakuba, przechodzili kiedyś pielgrzymi zdążający z różnych stron do Santiago de Compostela. Nadal krzyżuje się tu wiele szlaków, a Francja i Niemcy są o rzut kamieniem. Idealne miejsce, by rozpocząć święto całej Europy, ale Szwajcarzy liczyli, że w wieczór otwarcia mistrzostw oprócz swoich i austriackich symboli, alpejskich rogów, walca, Mozarta itp., będą też mogli pokazać trochę radości.

Były tylko łzy. Jak napisał „Blick” – cała dolina łez. Pierwsze popłynęły tuż przed przerwą, gdy – trzymając się ramion lekarzy kadry – schodził z boiska kapitan Alexander Frei. Wtedy płakał sam, a po meczu, już wsparty na kulach, razem z kolegami. W środę gospodarzy czeka mecz o być albo nie być z Turcją, a dla ich najlepszego napastnika, rekordzisty jeśli chodzi o liczbę bramek strzelonych w kadrze, ten turniej już się skończył. Naderwane wiązadła, już trzecia kontuzja w tym sezonie, sześć tygodni przerwy. Jakby mało było nieszczęść w drużynie, której trener Kobi Kuhn kiedy tylko może wymyka się ze zgrupowania do leżącej w szpitalu żony.

– W futbolu nie chodzi o sprawiedliwość, tylko o zdobywanie bramek – mówił po meczu Kuhn. Zanim z córką pojechał do szpitala w Zurychu, podziękował swoim piłkarzom, zapewniał że jest z nich dumny i że mogą wychodzić ze stadionu z podniesioną głową.

Szwajcarzy grali odważnie, chwilami bardzo ładnie, zwłaszcza gdy piłkę miał Valon Behrami. Mieli kilka szans. Tranquillo Barnetta w świetnej sytuacji trafił w Petra Cecha, Johan Vonlanthen w poprzeczkę, Murat Yakin pół metra od słupka, a sędzia Roberto Rosetti nie zauważył, że Tomas Ujfalusi w drugiej połowie dotknął piłki ręką w polu karnym. Ale w niedzielę na okładkach wszystkich gazet był płaczący Frei, a trzy punkty zabrali Czesi.

Ich grę najlepiej podsumowała „Mlada Fronta Dnes”: jedna okazja, jeden gol. Trzeba jeszcze dodać – w dość przypadkowych okolicznościach. Po rzucie rożnym szwajcarscy obrońcy dwa razy wybijali piłkę. Za drugim razem poleciała na połowę Czechów, a Zdenek Grygera od razu odbił ją głową z powrotem.

Reklama
Reklama

Pech Szwajcarów polegał na tym, że zrobił to akurat w chwili, gdy ich obrońcy wychodzili do przodu, a rozpędzony Vaclav Sverkos wbiegał między nich. Piłka spadła pod jego nogi, miał przed sobą tylko bramkarza i nie pomylił się. Szwajcarska część stadionu zamilkła na długo, dopiero potem odezwało się znowu nieśmiałe „Hopp Schwiitz!”.

Sverkos, chłopak z Zaolzia, napastnik Banika Ostrava, wszedł w drugiej połowie, zmieniając bardzo niezadowolonego z tego powodu Jana Kollera. Do tej chwili cała taktyka Czechów sprowadzała się do kopania piłki z każdego miejsca na boisku w stronę Kollera. Z mizernym efektem. W pierwszej połowie Czesi nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę.

– Wprowadziłem Sverkosa, bo w drugiej połowie bardzo ważni są szybcy zawodnicy. Zobaczyłem, że podania nie docierają do Kollera, zrozumiałem, co się dzieje, i zmieniłem go – tłumaczył Karel Brückner. Każde kolejne pytanie coraz bardziej go rozdrażniało. – Jak ocenię grę moich pomocników? Podobała mi się. Czy jesteśmy faworytami? Na pewno nie do wygrania grupy, jest zbyt trudna – szybko ucinał odpowiedzi. Obiecał jeszcze, że reprezentacja będzie grała lepiej, a potem pożegnał się z ulgą.

Patrząc na to, co z Turcją zrobiła Portugalia, Czesi rzeczywiście mają małe szanse na wygranie grupy, ale to nie znaczy, że nie zajdą w tym turnieju daleko. Wiedzieli, że bez kontuzjowanego Tomasa Rosicky’ego trudno im będzie zachwycać – za dużo jest w tej drużynie Galasków, za mało Plasilów – więc wybrali grecki oportunizm.

Tomas Ujfalusi, wybrany na najlepszego piłkarza spotkania, mówił o tym bez ogródek. – Broniliśmy się, czekając, aż nadejdzie nasz moment – opowiadał po meczu. Mając obronę z włoskiej ligi – od prawej do lewej: Milan, Fiorentina, Lazio, Juventus – a w bramce Petra Cecha, którego „Neue Zürcher Zeitung” nazwał po sobotnich pokazach sprawności ośmiornicą, można marzyć nawet o medalu.

Bramka: V. Sverkos (71).

Reklama
Reklama

Żółte kartki: L. Magnin, T. Barnetta, J. Vonlanthen (Szwajcaria).

Sędziował R. Rosetti (Włochy). Widzów 42 500.

Szwajcaria: Benaglio – Lichtsteiner (75, Vonlanthen), Müller, Senderos, Magnin – Berhami (84, Derdiyok), Inler, Fernandes, Barnetta – Frei (46, Yakin), Streller.

Czechy: Cech – Grygera, Ujfalusi, Rozehnal, Junkulovski – Sionko (83, Vlcek), Jarolim (87, Kovac), Galasek, Polak, Plasil – Koller (57, Sverkos).

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.wilkowicz@rp.pl

Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama