Włochy miały pecha, trafiając na wyjątkowo dobrze dysponowanych graczy Holandii. Mistrzowie świata ponieśli klęskę, ale to nadal jest drużyna, której nie wolno lekceważyć. Takie mecze jak z Holendrami zdarzają się im raz na kilkadziesiąt lat.
Rumuni nie są wymieniani wśród faworytów turnieju, więc ich remis z Francją można traktować jako wynik lepszy od spodziewanego. Zremisowali z wicemistrzami świata, co w „grupie śmierci” ma swoją wymowę. Zagrali jednak na poziomie nie-wróżącym niczego nadzwyczajnego. Bezbarwnie, wolno, a ich największe gwiazdy zawiodły.
Lecz te gwiazdy pracują na co dzień we Włoszech i dobrze wiedzą, na czym tamtejsza gra polega. Adrian Mutu należy do czołówki strzelców Serie A, a w sezonie 2006/2007 tworzył w tym klubie parę napastników z Luką Tonim. Cristian Chivu zdobył z Interem mistrzostwo.
We Włoszech gra też od kilku lat pomocnik Paul Codrea (Siena, wcześniej m.in. Genoa i Torino). Bramkarz Bogdan Lobont bronił w przeszłości bramki Fiorentini, a obrońca Cosmin Contra (Getafe) sześć lat temu zakładał koszulkę Milanu. Wszyscy dobrze wiedzą, z kim zagrają.
Włosi mają opinię piłkarzy często faulujących i prowokujących przeciwników, ale to Rumuni częściej są karani kartkami. W eliminacjach zobaczyli ich aż 30, więcej niż jakikolwiek inny finalista Euro. W pierwszej połowie spotkania z Francją – trzy (Cosmin Contra, Dorin Goian, Daniel Niculae). – Powiedziałem im w przerwie, żeby uważali – mówił po meczu trener Victor Piturca – bo jak tak dalej pójdzie, to w następnych spotkaniach nie będzie miał kto grać.