Zrelaksowany naród zasiadł gremialnie przed telewizorem, oczekując, że futbolowa poezja pozwoli na chwilę zapomnieć o smętnej prozie życia, i otrzymał niespodziewany cios. Kapitan Buffon zaraz po meczu prosił „Rodacy, wybaczcie, dajcie nam jeszcze szansę!”, ale z włoskich mediów natychmiast zaczął się sączyć jad. „Katastrofalny Donadoni!”, „Azzurri wybudzeni z berlińskiego snu”, „Lippi wróć!” – tytułowały gazety. To, co o meczu, trenerze i reprezentacji słychać było w barach, metrze i na ulicach, nie nadaje się do powtórzenia. Naród poczuł się poniżony i zdradzony przez swoich najlepszych synów. Z rzymskich okien i balkonów natychmiast znikły narodowe flagi.
I media, i kibice są w swoich wyrokach zgodni: z różnych powodów runął berliński mur, jak ochrzczono blok defensywny Lippiego sprzed dwóch lat, zabrakło niezłomnego kapitana Cannavaro i azzurrim usunął się spod nóg fundament, na którym zbudowano potęgę. W efekcie zamiast 11 berlińskich lwów na murawę w Bernie wybiegło 11 płochliwych zajęcy. Suchej nitki na drużynie nie pozostawił Arrigo Sacchi. Stwierdził, że temu zespołowi nie pomógłby nawet Maradona w życiowej formie. Zasłużony trener przypomniał też, że mistrzowie świata z 1982 roku nie zakwalifikowali się do ME 1984, a jego drużyna – wicemistrzowie świata z roku 1994 – w dwa lata później w Anglii nie wyszła z grupy.
Sami piłkarze i trener Donadoni nadstawiają drugi policzek, ale bronią się w sposób zupełnie w Italii niezrozumiały. Luca Toni: „Biegaliśmy więcej od Holendrów, daliśmy z siebie wszystko, ale nie wyszło. O wyniku zdecydowały drobiazgi”. Takie tłumaczenie – jak wyjaśnia znawca zagadnienia Gianluca Vialli – świetnie zrozumieliby Anglicy, którzy widząc, że ich gracze wypluwają płuca, kibicują im nawet przy stanie 0:4. Natomiast Włochów to zupełnie nie obchodzi, bo ich zdaniem na boisko wybiega się po to, żeby wygrać, a nie gryźć trawę. Co więcej, podkreśla Vialli, jeśli ktoś biegał więcej i przegrał, to znaczy, że dał się przechytrzyć, a to dla wychowanych na Machiavellim Włochów jest kompromitacją absolutną i boli najbardziej. Pewnie dlatego włoscy fachowcy powtarzają: „Holendrzy zagrali po włosku, Van Basten przechytrzył swego przyjaciela Donadoniego”.
Po klęsce z Holandią z rzymskich okien zniknęły włoskie flagi
Włosi przeżyli kompromitację w Bernie bardzo głęboko. Dlatego w dzisiejszym pojedynku z Rumunią chodzić będzie nie tyle o wyjście z grupy, ile o podreperowanie mocno nadszarpniętej narodowej dumy i wywabienie wielkiej pomarańczowej plamy na honorze mistrzów świata. Zwłaszcza że nawet w przypadku zwycięstwa o dalszych losach azzurrich zdecyduje wtorkowe starcie z Francją.