Mieli już porażkę z tyłu głowy. Trudno było się nie zniechęcić. Na tablicy 1:6, 3:5 i 30-30 przy serwisie Czechów. Vizner serwował przez cały mecz dość solidnie, więc na nagły spadek formy nie można było liczyć. Jednak dobry return dał piłkę na przełamanie, świetny obronny lob Matkowskiego uratował mecz. O stracie takiej szansy trudno zapomnieć. Czesi wciąż walczyli, wciąż starali się nadrabiać miną, ale przegrany tie-break oznaczał trzeciego seta, kolejną godzinę na korcie w pekińskim nocnym upale, kolejne zrywy, skoki i przyspieszenia, o które 36-letniemu Dammowi i 38-letniemu Viznerowi było coraz trudniej.
– Nie pamiętam, kiedy ostatnio graliśmy trzygodzinny mecz deblowy. Jak na Wimbledonie, gdzie gra się do trzech wygranych setów. Pod koniec było ciężko. Zaczęły łapać nas lekkie kurcze, ale widzieliśmy, że nasi przeciwnicy też byli bardzo zmęczeni – mówił Mariusz Fyrstenberg.
Wynik tego nie pokazuje, ale pierwszy set trwał też długo – 48 minut. Polacy mogli wiele razy zdobyć gema przy serwisie rywali, ale marnowali szansę za szansą. Trochę lepszy serwis Mariusza Fyrstenberga i można nawet było myśleć o zwycięstwie.
Decydujący set był czekaniem na dobrą okazję do ataku. Trybuny się przerzedziły, została garstka Czechow i garstka Polaków – cala nasza olimpijska rodzina tenisowa w komplecie. Czwórka kobieca ze sternikiem związku, trenerzy polscy i Nick Brown. Za betonowym murem grały świerszcze, kilka znęconych zielenią wykładziny Decoturf II wskoczyło na kort. Upał nie malał. Dziewczyny krzyczały, wsparcie zawsze pomaga, lecz trzeba było długo czekać, aż Viznerowi wreszcie zadrży ręka.
Zadrżała w najgorszym momencie dla Czechów, gdy Polacy prowadzili 6:5. Doświadczenie pomaga w deblu, ale nie wtedy, gdy sił już brak. Biało-czerwone flagi poszły w górę, Marcina Matkowskiego wyściskała rodzina, zaraz potem tenisista został pociągnięty za rękaw przez wolontariusza – czas na badanie antydopingowe. Jego partner spojrzał z pewnym żalem, powód jest taki, że dla Mariusza jest to pewien problem natury psychicznej, musi naprawdę dużo wypić, by wymogi zostały spełnione. – Kontrola polega na tym, że wchodzi się do toalety z kontrolerem, on patrzy czujnie i czeka. Czasem zabiera mi to dwie, trzy godziny – przyznał tenisista.