Reklama
Rozwiń

Maja Włoszczowska: Bez hamulców po medal

Mama przepowiedziała mi srebro. Na rowerze też miałam dwójkę (numer startowy 20) więc wszystko było już ustalone przed wyścigiem - mówi srebrna medalistka olimpijska w kolarstwie górskim.

Aktualizacja: 24.08.2008 19:09 Publikacja: 24.08.2008 17:28

Maja Włoszczowska: Bez hamulców po medal

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Maja Włoszczowska, srebrna medalistka olimpijska w kolarstwie górskim

Ten wyścig miał się odbyć w piątek, o innej godzinie. Dlaczego został przełożony?

Maja Włoszczowska: Organizatorzy uznali, że trasa jest zbyt niebezpieczna po burzy, która przeszła dzień wcześniej. Mam inne zdanie. Było ślisko, to fakt, ale jeździłyśmy już w znacznie gorszych warunkach. Na pewno pewnym utrudnieniem była zmiana godziny rozpoczęcia zawodów. Zaczynałyśmy o 10. W Polsce była czwarta nad ranem. Ale jak widać o czwartej też można szybko jeździć.

Na sen nie miała pani dużo czasu?

Przylecieliśmy do Pekinu kilka dni temu i wciąż mamy problemy aklimatyzacyjne. W dniu startu wstałyśmy o szóstej. Emocje były tak duże, że spałam nie więcej niż trzy godziny. Znam nieco relaksacyjne techniki, próbowałam sobie pomóc, ale nie skutkowało.

Jaka była taktyka na ten wyścig?

Przede wszystkim maksymalna koncentracja od startu do mety. Pamiętałam też o tym, że muszę zachować siły na końcówkę, bo przy tej pogodzie wszystko może się zdarzyć. Miałam jeszcze nadzieje, że dogonię Sabinę Spitz, ale jechała naprawdę znakomicie.

Upał był potworny, jak pani go zniosła?

Miałam problemy z rowerem, po prostu zagotował się płyn hamulcowy. I od trzeciego okrążenia musiałam już bardzo uważać, by się za mocno nie rozpędzić na zjazdach, bo mogłam przypłacić to niebezpiecznym upadkiem. Hamulce działały na słowo honoru. Nic nie mogłam z tym zrobić, bo w czasie wyścigu naprawa nie wchodziła w rachubę.

Kiedy była pani już pewna, że stanie na podium?

Jak mogłam odrzucałam tę myśl. Zbyt dobrze wiem, że w tej dyscyplinie nie można być niczego pewnym do samego końca. Oczywiście, słyszałam, że mam przewagę, informację otrzymywałam na bieżąco.

Chodziło pani po głowie, by od razu ruszyć w pogoń za Niemką?

Nie chciałam atakować, bo takie szarże często kończą się fatalnie. Wolałam więc w początkowej fazie wyścigu jechać najgroźniejszym zawodniczkom na kole, a wyprzedzać je dopiero przed zjazdami.

W którym momencie uciekła Spitz?

Wykorzystała upadek Margarity Fullany. Niemka w tym momencie jechała pierwsza, za nią Hiszpanka i ja z Rosjanką. Było bardzo wąsko i nie miałyśmy szans ominąć leżącej mistrzyni świata. Zeskoczyłyśmy z siodełek, przebiegłyśmy kilka metrów, a Spitz pędziła już na złamanie karku. Myślę, że właśnie wtedy zyskała kilkadziesiąt sekund. W innym wypadku prawdopodobnie jechałybyśmy później razem. Nie wiem, kto by wygrał, ale na pewno byłaby walka do końca.

Na co pani liczyła przed startem?

Mama przepowiedziała mi srebro. Na rowerze też miałam dwójkę (numer startowy 20) więc wszystko było już ustalone przed wyścigiem. Oczywiście żartuję. Śniłam o medalu, poświęciłam przecież sześć lat, aby go zdobyć. W Atenach byłam szósta. Tam też była szansa stanąć na podium, ale jej nie wykorzystałam. Tu na pewno nie byłam faworytką. Ostatnie dwa lata nie odnosiłam sukcesów, ale przed igrzyskami czułam, że forma rośnie. Wszystkie sprawdziany i wyniki badań to potwierdzały.

Trasa była trudna?

Na pewno trudniejsza niż podczas rekonesansu olimpijskiego. Chińczycy dołożyli trochę kamieni, zmienili konfigurację. Liczyli, że najbardziej skorzystają na tym ich dwie zawodniczki, które miały ten wyścig wygrać. Ale to wciąż była trasa dla szosowców.

Pani zjeżdżała po tej stromiźnie szybko. Wydawało się, że najszybciej ...

Najszybciej zjeżdżały Chinki. One znały tu każdy kamień, ale to im i tak nie pomogło. Mnie i Oli Dawidowicz cennych wskazówek udzielił Marek Galiński. Kilka razy przejechałyśmy z nim tę trasę przed startem. Opłaciło się.

Ani razu nie dopadł pani kryzys w tym chińskim piekle?

Pamiętałam o tym, by dużo pić. Nawet wtedy, kiedy nie czułam pragnienia. W takich warunkach to sprawa fundamentalna. Odwodniony organizm odmawia posłuszeństwa natychmiast, bez ostrzeżenia. Nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej lubię, gdy jest chłodniej, nawet gdy pada deszcz i trzeba ścigać się w błocie.

Jest pani matematyczką z wykształcenia. Co nauka ścisła mówiła o pani szansach na medal?

Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa każde zdarzenie jest możliwe. Szanse na mój medal też były, choć niewielkie. To nagroda dla mnie za lata pracy i dla trenera Andrzeja Piątka, który mnie do tego startu przygotował.

Wystartuje pani w Londynie?

Nie wiem. Cztery lata to szmat czasu. Teoretycznie powinnam być jeszcze silniejsza, ale za wcześnie na deklaracje. Muszę się nacieszyć tym, co tu zrobiłam.

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku