Reklama
Rozwiń

Pekin: igrzyska od A do Z

Antyle Holenderskie, fajerwerki, kontrole, Mao, smog, team spirit - i wiele innych.

Aktualizacja: 26.08.2008 08:32 Publikacja: 26.08.2008 03:21

Pekin: igrzyska od A do Z

Foto: Reuters

Antyle Holenderskie.

Mały, ale waleczny karaibski kraj postanowił obronić w Sądzie Arbitrażowym w Lozannie srebrny medal, jaki na 200 m wywalczył sprinter Churandy Martina. Stracił go z powodu protestu Amerykanów, którzy zobaczyli na monitorze, że niedoszły medalista przekroczył linię na wirażu. Najpierw sędziowie za to samo przewinienie zdyskwalifikowali drugiego na mecie Amerykanina Wallace’a Spearmona. Antyle powołują się na precedens: w ubiegłym roku Michelle Perry (USA) nie straciła tytułu mistrzyni świata, gdyż stosowny protest wpłynął za późno. Amerykanie w Pekinie znacznie przekroczyli półgodzinny limit.

Autostrady.

Są takie miejsca w Chinach, gdzie budynki są tylko dodatkiem do dróg, a jedna autostrada wznosi się nad drugą. Komu zwrot “chińska jakość” źle się kojarzy, powinien się im przyjrzeć. Kilkupasmowe i nienagannie równe, poza miastami często puste, bo opłaty zbierane na bramkach są dla wielu mieszkańców zbyt wysokie. Podobno zanosi się, że to właśnie Chińczycy zbudują nam drogi na Euro 2012.

Anglojęzyczny kanał państwowej chińskiej telewizji.

Forma jak z CNN czy Sky News, treść jak z naszych dzienników z lat 70. i 80., tylko bez relacji ze spustu surówki. Poważną konkurencję dla serwisów informacyjnych CCTV stanowili autorzy tekstów z “China Daily”, ale telewizja przerastała ich optymizmem o kilka głów. Oczywiście nawet w jej świecie istnieją problemy, ale są po to, by Chiny je rozwiązały. Chiny odnowią ducha olimpijskiego przeżartego komercją. Chiny zwalczą doping w sporcie, tak jak zwalczyły go u siebie. Jeśli dawka optymizmu przekraczała dopuszczalne normy, zawsze można było przełączyć się na inne kanały. Raz nawet leciał tam “Wiedźmin”, a Michał Żebrowski mówił do Grażyny Wolszczak po mandaryńsku.

Błyskawica.

Inaczej Bolt, Usain Bolt. Jamajski sprinter, który za trzy rekordy świata otrzymał od firmy Puma pół miliona dolarów, a od innych sponsorów replikę srebrnego pojazdu firmy BMW (oryginał dostanie w Europie). Najwięcej warte są jednak sześciocyfrowe sumy, jakie dostanie za udział w nadchodzących mityngach Złotej Ligi w Zurychu i w Lozannie. Znak firmowy – pozę imitującą wyładowanie atmosferyczne – na razie rozdaje za darmo.

Boks amatorski.

Coraz mniej zrozumiały sport. Jego szef Ching Kuo Wu z Tajwanu wciąż obiecuje reformy, ale nic się nie zmienia. Ocenianie walk za pomocą elektronicznych maszynek irytuje jak dawniej. Sędziowie nie liczą lewych prostych, ciosów na korpus i efektownych serii. Jak zawsze decydują układy poza ringiem. Trzeba więc, tak jak Wasyl Łomaczenko, brać sprawy we własne ręce. W finale 20-letni Ukrainiec, widząc, że inaczej nic nie wskóra, rozpoczął trwający 111 sekund atak. Zmusił rywala do poddania, zdobył złoty medal i puchar Vala Barkera dla najlepszego pięściarza igrzysk.

Bryant.

Kobe, amerykański koszykarz NBA, którego każde pojawienie się w miejscu publicznym wywoływało spazmy młodych Chinek i Chińczyków. Ludność Pekinu miała swoją gwiazdę, ochrona wpuszczała sportowca wszędzie bez przepustek, koledzy z drużyny oraz Yao Ming zazdrościli, w końcu Carmelo Anthony powiedział publicznie: – Nawet w Los Angeles nie jest tak traktowany, powinien się przenieść do Chin.

Czerwone lub zielone światło.

Umowny znak pozwalający szybciej znaleźć w Pekinie przejście dla pieszych. Z regulowaniem ruchu nie ma wiele wspólnego. Przez ulicę przechodzi się wtedy, gdy zbierze się wystarczająco dużo chętnych, by wygrać wojnę nerwów z samochodami.

Długowieczni.

41-letnia Dara Torres zdobyła w Pekinie trzy srebrne medale. Starsza o trzy lata Josefa Idem srebro w kajakarstwie, a 42-letni Jörgen Persson był jedynym Europejczykiem w półfinałach ping-ponga. Torres i Idem debiutowały na igrzyskach w Los Angeles w 1984 r., Persson w Seulu 1988. Włoska kajakarka zapowiada, że dopłynie do Londynu. Amerykanka i Szwed jeszcze się nie zdeklarowali.

Emmons.

Matt, amerykański strzelec, który cztery lata temu prowadził w swej konkurencji, ale ostatni strzał oddał w tarczę sąsiada i stracił złoty medal. W Pekinie przed ostatnią kolejką też miał szansę zostać mistrzem, lecz tym razem strzelił o sekundę za wcześnie. W Atenach Matt Emmons poznał jednak czeską zawodniczkę Katerinę Kurkovą, która została jego żoną i w Chinach zdobyła złoto. Cała ta historia była najbardziej wzruszającym wydarzeniem igrzysk dla szefa MKOl Jacques’a Rogge.

Fajerwerki.

Towarzyszyły nie tylko uroczystościom otwarcia i zamknięcia igrzysk, ale także wybuchały w Quingdao na cześć mistrzyni olimpijskiej w klasie RS:X Chinki Yin Jian. Koszt podobno był nieduży, jakieś 1 proc. kwoty przeznaczonej na wszystkie ceremonie. Przyjechały do Pekinu z miasta Liuyang, w którym połowa dochodów mieszkańców bierze się z produkcji fajerwerków. Niektóre amerykańskie media twierdziły, że wystrzeliwane w niebo świecące kółka olimpijskie były w przekazie telewizyjnym elektronicznie poprawiane.

Gimnastyczki.

Dolną granicę olimpijskiego startu wyznacza wiek 16 lat w roku igrzysk, ale kilka dziewcząt z drużyny Chin wydawało się nie spełniać tego warunku. Aferę rozpętał amerykański ekspert komputerowy Mike Walker, który zawiadomił o podejrzeniu oszustwa MKOl. Komitet poprosił federację gimnastyczną o sprawdzenie faktów. Chińczycy przedstawili paszporty oraz oświadczenia zagniewanych rodziców i sprawa już chyba umarła, mimo prób jej wskrzeszenia.

Głowa.

Właściwie: brak chłodnej głowy. To było słowo wytrych polskich trenerów. Chłodnej głowy zabrakło siatkarzom, piłkarzom ręcznym, Marcinowi Dołędze. Dobre wytłumaczenie, ale przekonujące tylko przy pierwszym użyciu.

Hongkong.

Czasami w Pekinie zapominano, że tam także odbywają się igrzyska, konkretnie zawody jeździeckie. Byli w Hongkongu także Polacy w liczbie trzech, z trzema końmi krajowej hodowli, a także trzema luzakami, weterynarzem oraz prezesem Polskiego Związku Jeździeckiego. Polscy jeźdźcy zajmowali miejsca od 16. do 57. O olimpiadzie w Hongkongu stało się głośno, gdy wykryto, że cztery konie z Brazylii, Niemiec, Irlandii i Norwegii były na dopingu. Podano im substancję o nazwie capsaicin.

Jia you!

Okrzyk, który towarzyszył każdemu występowi chińskiego sportowca. Wymowa zbliżona do naszego polskiego: Jajo! Oznacza: Do boju! Występował w wersji spontanicznej, gdy walczyli miejscowi, oraz w wersji sterowanej dla obcych, gdy brakowało dopingu na widowni. Wstawał wówczas wodzirej i dyrygował chórem głównie dziecięcych gardeł.Gdy norma krzyków została wykonana, dzieci się nudziły.

Kontrole.

Okazało się, że można sobie jakoś poradzić z najważniejszym obrzędem współczesnego olimpizmu. W Pekinie kolejki do wykrywaczy metali i maszyn prześwietlających były dla dziennikarzy rzadkością, bo kontrola odbywała się już przed hotelem, a potem autobus wwoził prześwietlonych do zamkniętego świata. To łatwo będzie powtórzyć za dwa i cztery lata, trudniej pójdzie z transportem, bo w Chinach był zorganizowany najlepiej od 20 lat i igrzysk w Seulu: autobusy, supernowoczesne metro, a do tego taksówki, w których można przejechać cały Pekin za śmieszne pieniądze.

Kostium pływacki.

O strojach firmy Speedo mówi się, że przeniosły pływanie w inny wymiar, to im podobno zawdzięczamy całą serię rekordów świata. Ci, którzy je mają, patrzą na innych z góry, pozostali zazdroszczą. Austriak Markus Rogan stanął pośrodku. – Testowałem je. Wrzuciłem do basenu i nie poruszyły się. Ciągle muszę pływać.

Liu Xiang.

Niedoszła gwiazda igrzysk, od której zdjęć reklamowych nie można było uciec nawet podczas zakupów w spożywczym. Właściwie do dziś nie wiadomo, dlaczego Liu wycofał się z eliminacji biegu na 110 m przez płotki. Oficjalna wersja mówi o zapaleniu ścięgna Achillesa i jej trzyma się biegacz, który dzień po zejściu z bieżni wytłumaczył się kibicom w specjalnym orędziu. Niektórzy widzieli jednak podobno, jak Liu po rezygnacji spacerował po stadionie, wcale nie utykając. Stąd teorie spiskowe: Liu sam przestraszył się mocnych rywali i oczekiwań Chińczyków albo do rezygnacji skłoniła go firma Nike, bojąc się, że porażka z Kubańczykiem Dayronem Roblesem zniszczyłaby wizerunek Xianga. W dniu, gdy Liu usprawiedliwiał się w telewizji, Nike wydrukował jego zdjęcia z nowym hasłem reklamowym: “Pokochaj chwałę. Pokochaj ból. Pokochaj sport, nawet gdy łamie twoje serce”.

Mao.

W żadnych oficjalnych przemówieniach i uroczystościach igrzysk nie pojawiło się słowo lub zdjęcie Przewodniczącego, ale był tu obecny. Na portrecie przy Tiananmen, koszulkach w sklepie z pamiątkami i przede wszystkim w portfelu. Przewodniczący jest na banknotach niemal wszystkich nominałów, to wymowny symbol nowych Chin. Ideologia pozostała na papierze i sztandarach, w życiu partii liczy się przede wszystkim robienie pieniędzy. Rozkwita tu kapitalizm bez żadnych ograniczeń w komunistycznej okładce. Władza broni inwestorów przed robotnikami, bo swoimi żądaniami mogliby zepsuć biznes. Pomocy społecznej nie ma, emerytury są tylko dla niektórych. Zachodnie media użalały się przed igrzyskami nad młodymi sportowcami, którzy byli ponoć zmuszani do katorżniczych treningów. Nie zawsze trzeba ich było zmuszać, są od małego przyzwyczajeni do rywalizacji o wszystko. Na jedno miejsce na studiach na dobrym uniwersytecie przypada kilkudziesięciu kandydatów.

Mundur.

Kto go nosi, ten jest panem. Od mundurka przewodniczącego Mao z portretu na ścianie Pałacu Cesarskiego po stroje strażników, policjantów, żołnierzy i całej chmary wszechobecnych i trudnych do zidentyfikowania służb. Nadzorujące oko partii czuliśmy na sobie w każdej chwili. Dla nieprzyzwyczajonych widok żołnierza stojącego godzinami na specjalnym podeście z niewzruszoną miną nie jest przyjemny, ale Chińczykom nie przeszkadza. Za to żołnierza albo policjanta w akcji boją się bardziej niż my w najgorszych czasach. Wystarczy zobaczyć strach w oczach taksówkarza, który wjechał przez pomyłkę w zamkniętą ulicę.

Natalia Partyka.

Największa medialna gwiazda polskiej reprezentacji. Była gościem programu w chińskiej telewizji i przez pół godziny rozmawiała tam po angielsku nie tylko o sporcie. Pisały o niej gazety całego świata, od “China Daily” po angielskiego “Timesa”. W nią wycelowane były obiektywy reporterów w pierwszych dniach turnieju tenisa stołowego. – Natalia jest taka piękna – zachwycała się Chinka z CCTV, wioząc Leszka Blanika na wywiad w tej stacji. Dziewiętnastoletnia pingpongistka urodziła się bez prawego przedramienia, ale walczy z najlepszymi z uśmiechem i bez kompleksów. Będzie teraz grać o medale w igrzyskach paraolimpijskich.

Phelps.

Michael. Amerykański pływak, któremu sponsorzy zapłacili 1 mln dolarów premii za pobicie rekordu Marka Spitza, czyli zdobycie ośmiu złotych medali na jednej olimpiadzie. Zaraz po igrzyskach w Pekinie Phelps poleciał na party przedolimpijskie do Londynu i tam powiedział, że zacznie się teraz przygotowywać do startów w stylu grzbietowym oraz na 100 m stylem dowolnym. Tylko specjaliści żabki oraz pływania długodystansowego w basenie i na otwartym akwenie mogą spać spokojnie: – Przynajmniej ci faceci wciąż będą się ze mną przyjaźnić.

Prezydent.

Najbardziej sławny w Pekinie to George W. Bush, który przyleciał do Chin z ojcem, byłym prezydentem, żoną oraz liczną dalszą rodziną. Łatwo było poznać, gdzie ogląda igrzyska – po wielkiej liczbie czarnych limuzyn, karetkach pogotowia i helikopterze krążącym nad miejscem pobytu głowy amerykańskiego państwa. Najbardziej pamiętna scena z jego udziałem miała miejsce na meczu siatkówki plażowej. Misty May-Treanor zaproponowała prezydentowi zwyczajowe klepnięcie swego pośladka po udanej akcji. – Mr President, you want one? – spytała. George W. Bush poklepał jej nerkę. Zewnętrzną częścią dłoni.

Rogge.

Jacques. Przewodniczący MKOl Chiny tylko chwalił, rozmów o prawach człowieka unikał, sprawę podejrzanie młodych gimnastyczek zostawił innym. Zajął się natomiast Usainem Boltem i jego radością po biegu na 100 m, podobno odbiegającą od tego, co przystoi szanującemu rywali olimpijczykowi. Od jakiegoś czasu można mieć wrażenie, że ktoś podmienił szefa MKOl. To przecież nie może być ten sam człowiek z Gandawy, w którym siedem lat temu widziano nową, wreszcie sprawną busolę moralną olimpizmu. Z drugiej strony w czasach, gdy politycy przyjeżdżają do Chin po miliardowe kontrakty, a amerykańscy giganci Internetu z własnej woli wydają tamtejszym władzom niepoprawnych blogerów, trudno wymagać cudów od najważniejszego człowieka sportu.

Smog.

Najpierw Chińczycy nazywali go zamgleniem i udawali, że go nie ma. Świat podniósł jednak alarm. Smog miał powodować napady astmy, omdlenia i niedyspozycję sportowców, kibiców, dziennikarzy. Miał być groźny dla zdrowia, a nawet życia. Posadzenie tysięcy drzew, zamknięcie fabryk, wycofanie dwóch milionów aut z ulic sprawiło, że smog pojawiał się rzadko. Teraz wróci na dłużej, ale świat już raczej alarmu nie podniesie.

Sztanga.

Podnoszące ją Chinki zdobyły cztery złote medale, budząc podziw i zdumienie. Zygmunt Smalcerz, ostatni z polskich złotych medalistów olimpijskich w podnoszeniu ciężarów, w Pekinie przegrałby z Chen Yangin z kretesem. Mistrzyni kategorii 58 kg byłaby od niego lepsza w każdym boju. Wyrwała 106 kg, podrzuciła 138 kg, w dwuboju miała 244 kg. Zakrawa na czarny humor, ale rywalkom jakoś nie było do śmiechu.

Twarz.

Jej zachowanie to dla Chińczyka najważniejsza zasada. Nie dać poznać słabości, pokazać się, zachowywać pozory. W operze pekińskiej nawet żebrak występuje w kolorowych strojach, więc może nie należy się dziwić, że na zorganizowanie kosmicznych igrzysk zdecydował się kraj, w którym ciągle jest na co wydawać pieniądze. Na wioski czekające na szpital i dobrą szkołę, na pomoc tym, których chiński komunistyczny kapitalizm wyrzuca na bruk, na doprowadzenie wody tam, gdzie jej nie ma. Rzeka Huang He czasami nie dopływa do swojego ujścia, kraj pustynnieje, ale Pekin zamienił się z okazji igrzysk w zieloną oazę. Warto wyjechać poza nią, żeby poznać też inne Chiny.

Team spirit.

Nie chodzi o wiceprezesa PZLA Jerzego Sudoła ani nasz związek szermierczy, tylko o Amerykanów. Nikt tak nie rozumie ducha zespołowości jak oni. Na boisku są naprawdę razem. Wygrali turniej siatkarzy, pokonując Brazylię, najlepszą drużynę ostatnich lat, nie złamała ich nawet osobista tragedia trenera Hugh McCutcheona, którego teścia chiński szaleniec zasztyletował w centrum Pekinu. Złoto zdobyli też amerykańscy koszykarze, koszykarki, siatkarki i siatkarze plażowi oraz piłkarki. Siatkarki były w finale, ale przegrały z Brazylią.

Wolontariusze.

Żarty z nich to stały punkt programu i strzał tak łatwy jak krytykowanie Marcina Wasilewskiego po meczach kadry piłkarzy. W każdym mieście igrzysk wolontariusze są tacy sami: uprzejmi i zdezorientowani. W pierwszych dniach lepiej liczyć na siebie, potem można pytać ich. W Pekinie było inaczej tylko o tyle, że wszystko należało pomnożyć przez trzy. Liczbę wolontariuszy – w Atenach 60 tys., tutaj łącznie 170 tys. Mówili “Nihao” milion razy dziennie, peszyli się, gdy ich angielski zawodził. – Nie za zimno panu? – pytali w klimatyzowanych autobusach, brali pod rękę i pod parasol, kiedy padał deszcz. Niesamowici.

Zakończenie.

Stadion zwany Ptasim Gniazdem od poniedziałku nie żarzy się w nocy na czerwono, tylko olimpijska pływalnia ciągle jest dyskoteką w różnych odcieniach niebieskiego i fioletowego światła. Tłum wokół niej to już tylko mieszkańcy stolicy robiący zdjęcia zza ogrodzenia. Igrzyska skończone, igrzyska doszły do ściany. Nikt podczas jednej olimpiady nie pobije w lekkiej atletyce więcej rekordów niż Bolt, nikt pewnie nie zdobędzie więcej złotych medali niż Phelps i Chiny. Nie będzie bardziej wystawnych zawodów, chyba że nie doceniamy którejś z ubogich dzisiaj dyktatur. Chińskie władze muszą sobie teraz wymyślić nowe igrzyska, wokół których skupią ludzi. Olimpiada w Meksyku sprzed 40 lat miała pokazać potęgę tamtejszej dyktatury, a okazała się jej ostatnią marketingową sztuczką. Partia komunistyczna z Pekinu jest przekonana, że w jej przypadku będzie inaczej. Nie trzymamy kciuków. Za bardzo polubiliśmy Chińczyków.

Antyle Holenderskie.

Mały, ale waleczny karaibski kraj postanowił obronić w Sądzie Arbitrażowym w Lozannie srebrny medal, jaki na 200 m wywalczył sprinter Churandy Martina. Stracił go z powodu protestu Amerykanów, którzy zobaczyli na monitorze, że niedoszły medalista przekroczył linię na wirażu. Najpierw sędziowie za to samo przewinienie zdyskwalifikowali drugiego na mecie Amerykanina Wallace’a Spearmona. Antyle powołują się na precedens: w ubiegłym roku Michelle Perry (USA) nie straciła tytułu mistrzyni świata, gdyż stosowny protest wpłynął za późno. Amerykanie w Pekinie znacznie przekroczyli półgodzinny limit.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku