Reklama
Rozwiń

Różne drogi prowadzą do bokserskiej sławy

Najwięksi zawodowi pięściarze zwykle mieli za sobą pełną sukcesów karierę amatorską. Ale nie wszyscy

Publikacja: 03.10.2008 04:54

Oscar De La Hoya promuje swój kolejny wart majątek pojedynek z Mannym Pacquiao. Filipińczyk w odróżn

Oscar De La Hoya promuje swój kolejny wart majątek pojedynek z Mannym Pacquiao. Filipińczyk w odróżnieniu od niego nie był wybitnym amatorem

Foto: AFP

Oscar De La Hoya, najbogatszy ze współczesnych mistrzów pięści, podpisał zawodowy kontrakt po zdobyciu złotego medalu w kategorii lekkiej na igrzyskach w Barcelonie. Słuchając amerykańskiego hymnu, w dłoniach trzymał dwie małe flagi: kraju, który reprezentował, i Meksyku, gdzie urodzili się jego rodzice.

„Złoty chłopiec”, bo tak go wkrótce nazwano, prezentował się poza ringiem równie dobrze jak wtedy, gdy nokautował swych rywali. Miał charyzmę wypisaną na sympatycznej chłopięcej twarzy i twarde pięści (szczególnie lewą), które szybko utorowały mu drogę na szczyty zawodowego boksu. O skali jego talentu i magnetycznej sile przyciągania niech świadczy fakt, że za ubiegłoroczną walkę z Floydem Mayweatherem Jr. zarobił ponad 50 milionów dolarów. Więcej niż Mike Tyson i Evander Holyfield w najlepszych latach.

„Golden Boy” to jeden z wzorcowych przykładów – obok innego Amerykanina, mistrza olimpijskiego z Montrealu Raya „Sugara” Leonarda – że mistrzowie olimpijscy najsilniej oddziaływali na wyobraźnię promotorów. A ich wartość wzrastała jeszcze, jeśli wygrywali w najcięższych kategoriach.

Floyd Patterson, Cassius Clay (Muhammad Ali), Joe Frazier, George Foreman, bracia Michael i Leon Spinksowie, Lennox Lewis, Władymir Kliczko najpierw zdobyli olimpijskie złoto, a później mistrzowskie pasy i fortunę na zawodowych ringach.

Z tego grona czynnym pięściarzem jest jeszcze tylko młodszy Kliczko, mistrz świata organizacji IBF i WBO. Ukrainiec w kolejnej walce będzie bronił tych pasów w starciu z Rosjaninem Aleksandrem Powietkinem, mistrzem olimpijskim z Aten (2004).

Historia zawodowego boksu pełna jest jednak również tych, którzy do sławy i pieniędzy szli krótszą drogą. Ali, Frazier i Foreman to ikony wagi ciężkiej, ale warto pamiętać, że tacy pięściarze jak Ken Norton czy później Larry Holmes (a wcześniej Sonny Liston) potrafili wejść na szczyt, nie mając za sobą sukcesów amatorskich. Drogę na skróty przetarł również Mike Tyson, najmłodszy zawodowy mistrz świata wagi ciężkiej. Nie jest jednak do końca prawdą, że nie przeszedł szkoły amatorskiej. Niewiele przecież zabrakło, by walczył na igrzyskach w Los Angeles.

Raz jeszcze się okazało, że magnetyzm i kamienie w pięściach wsparte mrocznym dzieciństwem to najlepszy towar marketingowy. Walki „Bestii” z Evanderem Holyfieldem (brązowy medalista wagi półciężkiej z Los Angeles) biły rekordy oglądalności i przynosiły setki milionów zysków. Pod koniec lat 90. tylko De La Hoya liczył się jeszcze w tej rywalizacji.

Na liście najlepszych bokserów wszech czasów medaliści olimpijscy przeważają nad tymi, którzy pominęli w karierze amatorstwo. Ale są i tacy, którzy mając za sobą medale mistrzostw świata czy Europy, oddawali igrzyska walkowerem, gdy pojawiała się szansa na nowe życie. Tak było chociażby ze znakomitym pięściarzem z byłego ZSRR Kostią Cziu, który po mistrzostwach świata w Sydney podpisał profesjonalny kontrakt. I tak faworyt do olimpijskiego złota w Barcelonie został zawodowym championem.

Medal olimpijski od dawna nie gwarantuje już sukcesu na zawodowych ringach. Wie coś o tym Anglik Audley Harrison, mistrz najcięższej kategorii z Sydney, który nie poszedł w ślady swych wielkich poprzedników i zyskał niewiele.

Być może dlatego coraz szersza jest też grupa tych, którzy nawet nie chcą słyszeć o profesjonalnej karierze. Trzykrotny mistrz świata amatorów Rumun Frantisc Vastag nigdy nie dał się skusić mirażowi zawodowstwa, ale złotego medalu igrzysk też nie zdobył. Włoch Roberto Camarelle, złoty medalista z Pekinu (superciężka), mówi, że dalej będzie amatorem, tak samo jak zdobywca Pucharu Barkera dla najlepszego pięściarza ostatnich igrzysk Ukrainiec Wasyl Łomaczenko. Ich wciąż kuszą amatorskie trofea i o milionach dolarów nie myślą. Pytanie, jak długo.

Oscar De La Hoya, najbogatszy ze współczesnych mistrzów pięści, podpisał zawodowy kontrakt po zdobyciu złotego medalu w kategorii lekkiej na igrzyskach w Barcelonie. Słuchając amerykańskiego hymnu, w dłoniach trzymał dwie małe flagi: kraju, który reprezentował, i Meksyku, gdzie urodzili się jego rodzice.

„Złoty chłopiec”, bo tak go wkrótce nazwano, prezentował się poza ringiem równie dobrze jak wtedy, gdy nokautował swych rywali. Miał charyzmę wypisaną na sympatycznej chłopięcej twarzy i twarde pięści (szczególnie lewą), które szybko utorowały mu drogę na szczyty zawodowego boksu. O skali jego talentu i magnetycznej sile przyciągania niech świadczy fakt, że za ubiegłoroczną walkę z Floydem Mayweatherem Jr. zarobił ponad 50 milionów dolarów. Więcej niż Mike Tyson i Evander Holyfield w najlepszych latach.

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku