Lewis Hamilton i Robert Kubica nie zdobyli tu jeszcze ani jednego punktu, a najlepszy wynik Felipe Massy to trzecie miejsce sprzed roku. Szczególnie złe wspomnienia ma Hamilton – rok temu kierowca McLarena miał przed startem wyścigu 12 pkt przewagi nad Fernando Alonso i aż 17 nad Kimim Raikkonenem. Już w Chinach mógł zapewnić sobie mistrzowski tytuł, ale nie dojechał do mety po dziecinnym błędzie. Na przesychającej nawierzchni przegrzał deszczowe opony i próbując zjechać do boksu, wypadł z toru i utknął na poboczu.
Dwa tygodnie później po serii błędów w Grand Prix Brazylii stracił kolejne punkty i przegrał mistrzowski tytuł różnicą jednego punktu. Czy w tym sezonie sytuacja się powtórzy?
Tydzień temu w Japonii Hamilton popełnił dwa błędy już na pierwszych metrach wyścigu. W pierwszym zakręcie wypchnął z toru Raikkonena (za co później dostał karę), a kilkaset metrów później, nieatakowany przez nikogo, wyleciał z toru na asfaltowe pobocze i stracił kilka pozycji.
Hamilton, nawet jeśli nie powtórzy błędów sprzed roku czy też z poprzednich wyścigów, nie będzie miał łatwego zadania. W stawce ma niewielu sprzymierzeńców. Jego ostry styl jazdy i granicząca z arogancją pewność siebie sprawiają, że niektórzy kierowcy otwarcie deklarują, że w walce o mistrzostwo będą wspierać jego rywali. – Chciałbym, żeby mistrzem został Robert, bo z nim mam najlepsze stosunki – mówił podczas konferencji prasowej Fernando Alonso. – Jednak biorąc pod uwagę możliwości jego samochodu, odrobienie dwunastu punktów straty będzie trudne.
Dlatego kierowca Renault, który mimo zwycięstw w dwóch ostatnich wyścigach nie liczy się już w walce o tytuł, zadeklarował, że będzie wspierał Massę. – Jeśli Felipe wygra wyścig, a ja przyjadę drugi lub trzeci, to będę zadowolony. W ten sposób pomogę mu uzyskać większą przewagę punktową – mówi Alonso.