Bezkompromisowy styl jazdy to pożądana cecha u kierowcy wyścigowego, ale wszystko powinno mieć swoje granice, wyznaczane przez zdrowy rozsądek. Brytyjczyk czasami zachowuje się tak, jakby był sam na torze, i nikogo nie przeprasza, wprost przeciwnie, wypowiada się butnie. Taka postawa nie zjednuje mu przyjaciół.
Wydawać się może, że w takim sporcie jak Formuła 1 na koleżeństwo nie ma miejsca, ale przykład grupki tworzonej przez Roberta Kubicę, Fernando Alonso, Giancarlo Fisichellę i Rubensa Barrichello pokazuje, że mimo ogromnych stawek, o jakie toczy się gra na torze, przyjaźń między kierowcami nie jest czymś niecodziennym. Hamilton pozostaje jakby na uboczu, sam ze swoim przekonaniem o wyjątkowości.
Łatwo można to zaobserwować podczas obowiązkowych parad kierowców przed każdym wyścigiem, kiedy zawodnicy obwożeni są na naczepie ciężarówki wokół toru. Wszyscy korzystają z okazji do wymiany żartów i ostatnich spostrzeżeń przed wyścigiem, a Hamilton stoi z boku i rozmawia tylko z Adrianem Sutilem, kolegą z niższych serii wyścigowych.
Oliwy do ognia dolewają dziennikarze brytyjscy, którzy nie widzą świata poza swoim pupilkiem. Podczas konferencji prasowej przed Grand Prix Chin przedstawiciel jednego z angielskich dzienników zapytał Kimiego Raikkonena, Fernando Alonso i Roberta Kubicę, czy nie są zazdrośni o to, że Hamilton prowadzi w mistrzostwach świata i gdziekolwiek się pojawi, jest największą gwiazdą. Cała trójka ze spokojem odparła, że są zadowoleni ze swojego życia i nie chcieliby niczego zmieniać.
Pytanie powinno być jednak sformułowane nieco inaczej. Należałoby zapytać tych kierowców, czy nie zazdroszczą Hamiltonowi usłanej różami drogi do Formuły 1, przy wieloletnim wsparciu ekipy McLarena. Rodzina Raikkonena przez długi czas odwlekała remont łazienki w domu, bo brakowało pieniędzy na wyścigi kartingowe.