I dla nikogo nie ma znaczenia, że Platini wcale nie popierał tej kandydatury. Sprzyjał Włochom, a ogłosił decyzję UEFA jako jej przegłosowany prezydent. I nie stroi fochów, nie gada po gazetach, że gdyby turniej odbywał się w Rzymie i Mediolanie, a nie w Warszawie i Kijowie, to problemów byłoby mniej. Bo tego akurat nie wiadomo.Pamiętam wieczorne spotkanie w restauracji w Cardiff delegacji Polski i Ukrainy, jeszcze przed ogłoszeniem decyzji UEFA. Zaproszono kilku dziennikarzy, ale niewielu z nas tam pojechało, bo i wiara była nieduża. Po całym dniu prezentacji – których my, reporterzy, nie widzieliśmy – i rozważań o szansach piliśmy guinnessa. Byli tam też poseł Samoobrony Janusz Wójcik i minister sportu Tomasz Lipiec. Wójcik sprawiał wrażenie człowieka, który nie bardzo wie, gdzie się znajduje i w jakim celu. Lipiec dobrze wiedział, bo od rana przypominał mu o tym prezydent ukraińskiego związku piłkarskiego Hryhoryj Surkis.

Krótko mówiąc, Surkis jeszcze w samolocie powiedział, że nie zamierza grać w jednej drużynie z kimś, kto wbija nóż w plecy. Chodziło mu o zawieszenie władz PZPN, co w konsekwencji mogło osłabić polskie i ukraińskie szanse. Sytuację załagodził ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz, który już po ogłoszeniu decyzji doprowadził do pojednania przed kamerami. Kiedy następnego dnia pod ratuszem, gdzie obradowali mędrcy z UEFA, zobaczyliśmy pięć czerwonych ferrari ustawionych tam przez Włochów, uznaliśmy, że to przygotowania do triumfalnego dęcia w trąby. Ale Surkis powiedział, że te samochody przyjechały o kilka miesięcy za późno.

Trener Janusz Wójcik już nie jest posłem, czasem bywa Januszem W. Tomasz Lipiec też źle skończył. Michał Listkiewicz przestał pełnić funkcję prezesa i chociaż Euro zawdzięczamy w dużym stopniu jemu, parę osób w PZPN woli o tym nie pamiętać. Bohaterem pozostał Adam Olkowicz – od kilku lat członek zarządu PZPN, który niczym się nie wyróżniał. Listkiewicz uczynił go odpowiedzialnym za Euro 2012, bo o przyznaniu nam turnieju nikt wtedy nie śnił. Dziś Olkowicz jest ważny, a Listkiewicz dyskretnie obnosi swój żal. Samo życie.

[link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/04/18/dawno-temu-w-cardiff/]Skomentuj[/link]